Pierwszy rozdział, taki wyjątkowy... Pracowałam nad nim bardzo długo; ostatecznie pierwsza wersja poszła do kosza, więc zaczynałam od nowa, kompletnie zmieniłam swoją koncepcję i oto jest. :)
Enjoy.
***
-Matematyka, Chemia, Fizyka…-mruknęłam pod nosem analizując
dzisiejszy pan lekcji wywieszony na metalowych drzwiczkach.-Został W-F.
Zamknęłam swoją
szafkę, uprzednio chowając do niej niepotrzebne już książki i skierowałam się
na pawilon szkolny. Przemierzałam szeroki korytarz zapełniony uczniami z
różnych klas, gdy między obcymi lub tylko przelotnie znanymi mi twarzami odnalazłam
Michaela, o co nietrudno, ze względu na jego różowe włosy.
Zajęty organizowaniem
ściąg, nie zauważył, jak do niego podeszłam.
-Panie Clifford, to nie ładnie z pana strony!-starałam się
brzmieć jak najbardziej dorośle i chyba dobrze mi poszło, bo zadarł głowę do
góry chowając za siebie świstki papieru i krzyknął: ”To nie dla mnie, przysięgam!”.
Po chwili zorientował się, że to ja i odetchnął z ulgą.
-Mogłabyś mnie tak nie straszyć?-ozwał się swoim nieco
gardłowym, chrypliwym głosem kontrolnie rozglądając się na boki.-Przez ciebie
dostanę zawału…
-Może, ale przynajmniej przestaniesz tak perfidnie
ściągać.-próbowałam wyrwać mu z ręki małe ściągi, ale w samą porę zabrał ręce
do tyłu obdarzając mnie uroczym uśmiechem. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go
spotkałam właśnie na tym korytarzu, po rozpoczęciu roku szkolnego, za wszelką
cenę próbował otworzyć moją szafkę klnąc na nią i obwiniając cały wszechświat, że
hasło nie pasuje, a kiedy spytałam go, czemu atakuje moją szafkę, uśmiechnął
się właśnie tak jak teraz. Od tamtej pory zostaliśmy przyjaciółmi.
-Kiedy kończysz lekcje?-zapytał wpychając w rurkę od
długopisu małą ściągę napisaną drobnym druczkiem. Spryciarz.
-Za godzinę, możemy wrócić razem.-odparłam patrząc, jak z
zaskakującą sprawnością chowa podpowiedzi w dziwnych miejscach, miedzy innymi w
swoich włosach. Musiał wpaść na to nieco wcześniej, bo ściąga była podobnego
koloru, co jego rozczochrane na wszystkie strony kudły.-Jak ty to wymyśliłeś?
Michael ponownie się
uśmiechnął, poprawił swoją czerwoną koszulę w kratę z rękawami obciętymi na
ramionach i ruszył w stronę wyjścia. Poszłam za nim.
-Widzisz, do takich rzeczy trzeba mieć dryg.-rzucił z
przesadnym zuchwalstwem w głosie wkładając okulary przeciwsłoneczne. To jest
prawdziwy Mike; w podartych ciuchach, z ochrypniętym głosem i pewnością co do
swojej świetności wprost bijącą z jego oblicza. Czasem zastanawia mnie, czy
kiedykolwiek zdarzyło mu się nie odpyskować nauczycielowi lub nie podpaść
starszym, co zwykle kończyło się bójką, ale nie, on wciąż szerzy się do wszystkich
z tym wrodzonym błyskiem w oku. Wariat jak ich mało, ale i tak go uwielbiam.
Przeszliśmy długość
korytarza aż dotarliśmy do dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi. Chłopak
kulturalnie otworzył je przede mną z przesadnym ukłonem by po chwili znaleźć
się na szerokim pawilonie szkolnym. Po ścianach go otaczających wspinały się
dzikie pnącza, między trawnikami, na których przesiadywały różne grupy uczniów
stały okrągłe, drewniane stoły, gdzieniegdzie ludzie chowali się w cieniach
drzew. Pod jednym z nich dostrzegłam znajomą mi sylwetkę Danielle, wczytana w
lekturę nas nie zauważyła. Razem z Michaelem podeszliśmy bliżej.
-Hej!-chłopak ukucnął pod drzewem obok blondynki, która
wzdrygnęła się na jego głos.
-Matko, przestraszyłeś mnie…-na widok uśmiechniętej twarzy
Michaela przewróciła błękitnymi oczami, zamknęła grubą książkę z brązową
okładką i poprawiła okulary. Jesteśmy dziś jak ninja, straszymy wszystkich.
Danielle zwróciła się
w moją stronę i poklepała trawę obok siebie. -Siadaj.
Położyłam obok
fioletowy plecak, po czym usadowiłam się w cieniu drzewa siadając ze
skrzyżowanymi nogami. Różowowłosy wziął od Dan jej lekturę i obrzucił
zniesmaczonym spojrzeniem.
-Kolejny ckliwy romans?-dziewczyna zabrała mu książkę z ręki
i otrzepała, jakby Michael zabrudził ją swoim dotykiem.
-To poezja. Nie twój poziom.
Odbąknął pod nosem
coś w stylu „jak tam sobie chcesz”, po czym odchylił się do tyłu podparty rękami
chłonąc ciepło popołudniowego słońca. Dziś dla odmiany świeciło od rana, co
rzadko zdarza się w Londynie, zwłaszcza we październiku. Wczoraj grad, teraz
wiosenne ciepełko. Nie narzekam.
Danielle szybko
włożyła swoją lekturę do torby, a zamiast niej wyciągnęła jabłko. Ze skupieniem
polerowała je fragmentem swojej koszulki zupełnie nieświadomie odsłaniając pół
brzucha. Nie zdążyłam zwrócić jej uwagi, gdy usłyszałam za sobą głos Louisa.
-Cześć Danielle.-brunet uśmiechnął się jedynie do mojej
przyjaciółki, dopiero po chwili zarejestrował, że my też tu jesteśmy.-Hej El,
hej Mike.
Równocześnie z
Michaelem machnęliśmy na niego ręką wymieniając ze sobą tajemnicze uśmiechy.
Louis od dawna podoba się Dan, ale zawsze wstydziła się z nim rozmawiać,
zresztą on też coś do niej czuje. Są kompletnymi przeciwieństwami; Louis,
wytatuowany, wiecznie przeciwstawiający się jakiemukolwiek systemowi, samotny i
trudny do rozgryzienia, podczas gdy Danielle to uzależniona od książek
prymuska, miła i bardzo towarzyska, choć tylko dla przyjaciół. Już wyobrażam
sobie ich związek.
Blondynka obdarzyła
go szerokim uśmiechem i głośno odetchnęła.
-H-hej Louis.
Cisza.
-I to tyle? Będziecie się tylko na siebie gapić?-zawołał
Michael żywo wymachując rękami, więc kopnęłam go w łydkę żeby się uciszył.
Brunet potrząsnął głową, przestał gapić się na brzuch Danielle i w końcu coś
powiedział, nerwowo ściskając w rękach szelki swojego czarnego plecaka.
-Chciałem zapytać-nerwowo przygryzł lewą część dolnej wargi,
na której znajdował się srebrny kolczyk.-czy…em, lubisz się uczyć?
Matkooo.
Danielle, wciąż się
szczerząc, żywo przytaknęła. Dodam, że wciąż z odsłoniętym brzuchem i z
jabłkiem w ręku.
Louis przez chwilę
jąkał się próbując dobrać odpowiednio słowa, aż w końcu sformułował zdanie,
uprzednio pocierając oko podkreślone czarną kreską.
-Bo pomyślałem, że jak lubisz się uczyć, to musisz być mądra
i…-odetchnął opuszczając wzrok na ziemię.-…może pomogłabyś mi kiedyś z
biologią? Ostatnio był trudny temat, a ja nie bardzo załapałem.
Razem z Michaelem
spojrzeliśmy na Danielle, która tłumiąc swój wstydliwy śmiech zaczerwieniła się
do granic możliwości i kiedy w końcu zauważyła, że siedzi z odsłoniętym
brzuchem, natychmiast go zasłoniła. Jestem niemalże pewna, że szepnęła o sobie
parę niemiłych słów. Często to robi, rozmawia sam ze sobą, a kiedy robi to przy
innych ludziach brzmi trochę…niepokojąco.
Zastanawiało mnie,
czy Louis to usłyszał, ale on tylko wgapiał się w nią z nadzieją zapewne zajęty
rozmyślaniem o tym, jaka Danielle jest piękna i jak bardzo chciałby ją
pocałować…To takie urocze!
Przyjrzałam się
ubiorowi chłopaka stojącego nade mną. Czerwona bluzka z logiem zespołu
Metallica, czarne rurki zdarte w miejscu kolan i schodzone tenisówki tego
samego koloru. Na jego ramionach spoczywała skórzana kurtka z ćwiekami koło kołnierza. Nie była zapięta, więc
doskonale widać było jego tatuaże rozciągające się po całej szyi. Również
zewnętrzne strony dłoni przyozdobione były czarnymi wzorami. Zabawne jak
groźnie wygląda, choć w rzeczywistości wstydzi się zagadać do dziewczyny.
Zupełnie inaczej zachowuje się na lekcjach, a inaczej przy ludziach. Dziwny
chłopak.
Już chyba piąty raz
poprawił swój kolczyk na płatku prawego ucha wciąż wyczekując odpowiedzi,
której doczekał się ode mnie.
-Danielle jest dobra z biologii, chętnie ci pomoże, kiedy
tylko będziesz tego potrzebował.-po moich słowach uśmiechnął się z ulgą i
ponownie spojrzał na zestresowaną blondynkę.
-Świetnie, a…możemy spotkać się dzisiaj, w bibliotece?
Spojrzałam na Dan. Dalej
nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, znów trzeba było działać za nią.
-Świetny pomysł, odpowiada ci siedemnasta?-tym razem włączył
się Michael wyzywająco oblizując górną wargę.-Możecie potem pójść do kawiarni
naprzeciwko!
Louis głęboko wciągnął
powietrze i przytaknął głową, po czym wykonał kilka kroków do tyłu.
-Fajnie, będę na ciebie czekał! Widzimy się o
siedemnastej!-wołał coraz bardziej się od nas oddalając. W końcu zniknął nam z
oczu, oczywiście zanim dwa razy potknął się o własną nogę w drodze do budynku
szkoły.
Razem z Michaelem
przybiliśmy piątkę.
Oboje spojrzeliśmy na
Danielle; chyba nie bardzo docierało do niej, co się właśnie stało.
-Czy ja właśnie umówiłam się z Louisem?!-krzyknęła i
natychmiast zakryła usta dłonią.
-Poprawka: my umówiliśmy się z Louisem, ty tylko
powiedziałaś „h-hej Louis”-chłopak naśladował jej drżący z ekscytacji głos,
kiedy obiekt jej sympatii pojawił się obok nas.-Więc idziemy wszyscy.
Zaśmiałam się krótko
na słowa Michaela, podczas gdy Danielle dwukrotnie zamrugała oczami i skupiła
spojrzenie na mnie.
-Idę na randkę z Louisem…-złapała moje ręce i naprawdę mocno
ścisnęła.-Idę na randkę z Louisem!
-Świetnie, ale możesz
oszczędzić moje biedne ramiona?
W końcu otrząsnęła
się z zachwytu i zwolniła mnie z żelaznego uścisku. Zadzwonił dzwonek.
-Zmarnowałyście mi całą przerwę, muszę przestać się z wami
zadawać.-jęknął Michael wstając z ziemi i otrzepując spodnie.
Uśmiechnęłam się do
niego również podnosząc się do pozycji prostej.Sprawdziłam,czy moje szare
dżinsy nie są pobrudzone i poprawiłam niebieską koszulę po czym podniosłam swój
plecak.
-Widzimy się po lekcjach!-rzucił chłopak i oddalił się w przeciwną
stronę do nas machając ręką na pożegnanie.
***
Piłka, którą miałam w
ręce powędrowała serwisem na drugą stronę siatki rozpoczynając mecz. Spojrzałam
w bok przyglądając się treningowi piłkarskiemu chłopaków, na którym natychmiast
dostrzegłam Ashtona żywo wykonującego skip A w szkolnym, czerwono-czarnym
stroju. Jego jasne, kręcone włosy beztrosko podskakiwały i opadały mu na czoło
wraz z jego ruchem, kiedy w skupieniu rozciągał poszczególne partie swojego
muskularnego ciała. Matko, jaki on jest seksowny, kiedy trenuje…Ba, zwłaszcza,
kiedy trenuje! Gapiłam się na niego jak idiotka kompletnie nie zwracając uwagi
na to, że właśnie przepuściłam piłkę.
-El, skup się na grze!-usłyszałam ostrzeżenie naszej
nauczycielki. Pani Goldman obdarzyła mnie spojrzeniem „Ogarnij się, bo zaraz
nie wytrzymam” i dała sygnał gwizdkiem, by znów zacząć. Głupia baba. Długo
jednak nie pozostałam skupiona, znów cała moja uwaga skierowała się na Ashtona.
Właśnie rozmawiał z jakimś chłopakiem z szerokim uśmiechem na twarzy. Ten
uśmiech. Nie widziałam go dokładnie ze względu na odległość, ale jestem pewna,
że ten gość, z którym żartował widział dobrze jego urocze dołeczki, te
niesamowite piwne oczy z domieszką szarości, mocno zarysowane kości policzkowe,
słyszał jego miękki głos…Chyba zaraz umrę.
Wymienili między sobą
kilka słów, po czym zawołani przez nauczyciela ruszyli na środek boiska. Idąc w
tamtym kierunku, blondyn spojrzał w moją stronę i chwilę się przyglądał. Serce
natychmiast zabiło mi dwukrotnie szybciej a umysł ogarnęła panika, ale
odrzuciłam chęć odwrócenia wzroku. Elizabeth, bądź silna! Jako osoba ze
średnimi umiejętnościami flirtu czy choćby rozmowy z płcią przeciwną to był
prawdziwy sukces, że jeszcze nie wymiękłam, choć czułam jak temperatura moich
polików drastycznie wzrasta.
Ashton lekko
przychylił głowę patrząc w moim kierunku, a może tylko mam zeza i patrzył się
na niebo? Pod presją mogłam sobie to wymyślić, to w końcu ja, jestem zdolna do
takich rzeczy. Chłopak uśmiechnął się i lekko mi pomachał.
Boże, on naprawdę do zrobił?! Pamiętać o oddychaniu!
Gwałtownie wciągnęłam powietrze czując jego brak. Na pewno machał do mnie?
Kontrolnie odwróciłam się do tyłu, ale ani na boisku, ani na trybunach nie było
kogokolwiek patrzącego na trening chłopaków. Ich strata, przegapiają za dużo.
Chociażby widok Ashtona.
Niepewnie
odpowiedziałam mu tym samym gestem, gdy z mojej prawej strony dobiegł mnie
krzyk.
-El, uważaj!
Odwróciłam się w
idealnym momencie by oberwać rozpędzoną piłką w środek twarzy tak mocno, że
padłam na ziemię łapiąc się za twarz. Natychmiast łzy napłynęły mi do oczu i dreszcze
przeszły moje ciało, kiedy poczułam pod dłonią pulsujący nos i chyba cieknącą z
niego krew. Super. Z każdą sekundą coraz mocniej odczuwałam skutki uderzenia.
Natychmiast
usłyszałam nad sobą głosy dziewczyn, które zebrały się wokół mnie. Będziecie
się tak gapić, czy mi pomożecie?
Długo nie musiałam
czekać, a tuż przede mną zmaterializowała się Danielle.
-Boże, nic ci nie jest?-spróbowała zabrać dłonie z mojej
twarzy, ale nie chciałam puścić, trzymanie nosa trochę uśmierzało i tak duży
ból. Raz, kiedy dotykałam miejsce, było nieczułe na dotyk, a po chwili drażniło
mnie niemiłosiernie. Nie lubię dostawać w twarz.
-Nie koniecznie, ale okropnie boli…-usiadłam na murawie z
podkulonymi nogami próbując przeczekać kolejną falę krwotoku. Nagle, poczułam
na swoich plecach i ramieniu dłonie i ciepłe ciało przyciągające mnie do
siebie. Rozszerzyłam palce lewej ręki by zobaczyć, kto to, gdy tuż przed sobą
ujrzałam twarz Ashtona. O nie.
Niemalże dostałam zawału, kiedy jego oczy znalazły się niespodziewanie tak blisko mnie. Poczułam, że panika zaczyna brać górę. Nie zdążyłam się powstrzymać, a ponownie zakryłam twarz i gwałtownie odsunęłam się do tyłu, choć wciąż tkwiłam w jego uścisku. Ciepło ciała chłopaka powodowało u mnie zawroty głowy, co dodatkowo przeszkadzało mi się uspokoić. Za dużo sygnałów!
Niemalże dostałam zawału, kiedy jego oczy znalazły się niespodziewanie tak blisko mnie. Poczułam, że panika zaczyna brać górę. Nie zdążyłam się powstrzymać, a ponownie zakryłam twarz i gwałtownie odsunęłam się do tyłu, choć wciąż tkwiłam w jego uścisku. Ciepło ciała chłopaka powodowało u mnie zawroty głowy, co dodatkowo przeszkadzało mi się uspokoić. Za dużo sygnałów!
-Dostałaś w nos?-spytał, tak samo jak Danielle próbując
obejrzeć moją twarz. Tak, już pędzę, pokazywać mu swoją rozwalony i zakrwawiony
nos!
Powoli pokiwałam
głową. Serce biło mi tak mocno, że chyba wszyscy je słyszeli, bo ja nie miałam
z tym problemu. Głośno przełknęłam ślinę, kiedy Ashton złapał mnie pewnie w
biodrach i pomógł wstać tak, jakbym była jego dziewczyną a on pokazuje
wszystkim, że nie wolno mnie dotykać.Jeśli codziennie będę wystawiona na taki
stres, dorobię się choroby serca w zaskakująco szybkim tempie!
Pomiędzy szemraniem
dziewczyn usłyszałam donośny głos pani Goldman zbliżającej się w moim kierunku.
-Ashton, zaprowadź ją do pielęgniarki!-nie, błagam, tylko
nie to! To nie mogła być Danielle?!
Przesunęłam dłonie na
swojej twarzy odsłaniając oczy, jednak dalej chroniłam swój biedny nos, który
nie przestawał pulsować i krwawić. Chłopak objął mnie jedną ręką w pasie, w
drugiej trzymał chusteczkę, którą po chwili użyłam by zatamować krwawienie.
-To moja wina, trochę cię rozproszyłem.-ozwał się melodyjnym
głosem.-Nie masz więcej lekcji?
Pytanie zawisło w
powietrzu, a ja nie miałam możliwości odpowiedzieć, wciąż kurczowo trzymałam
przy twarzy ręce, choć bardziej przez nagły kontakt z tak onieśmielającym
chłopakiem niż przez ból, który odrobinę ustąpił. Odparłam mu niezrozumiałym
nawet dla mnie pomrukiem, kiedy żywo przekroczyliśmy drzwi budynku szkolnego z
kompletnie opustoszałymi korytarzami. Trzask wrót odbił się echem o niebieskie
ściany otaczające nas ze wszystkich stron.
-Jeśli chcesz, mogę odwieść cię do domu, ja też teraz
kończę.-powiedział zapewne z tym swoim wiecznym uśmiechem na twarzy pukając w
drzwi do gabinetu pielęgniarki. Jeszcze nie zdążyłam do końca przyswoić to, co
właśnie mi zaproponował, a w mojej głowie zaczęły tworzyć się miliony
scenariuszy tej sytuacji i pośród nich ten najpiękniejszy: ja i Ashton w jego
szarym Jeepie, pod moim domem, mówi mi, jak bardzo mu się podobam, a potem
łączy nasz usta w delikatnym pocałunku…
-To jak?-jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Zorientowałam
się, że przez cały czas się na niego gapiłam. El, uspokój się i wymyśl jakąś
odpowiedź poza niewyraźnym pomrukiem. Nie powiem mu, że umówiłam się z
Michaelem, bo się zrazi. Wybacz Mike.
-W porządku, jeśli ci nie przeszkadzam to…
-Przeze mnie rozwaliłaś sobie nos, mam obowiązek jakoś ci to
wynagrodzić.-zawsze możesz mnie pocałować!
-To nie przez ciebie.-pokręciłam głową z lekkim uśmiechem
będąc pod wrażeniem jego uprzejmości. Prawdziwy gentleman.
-I tak cię odwiozę. Przy
okazji dowiem się, gdzie mieszkasz.
Niech mnie ktoś
spoliczkuje, bo nie wierzę. On mówi na serio? Chce wiedzieć, gdzie mieszkam? To
chyba sen, z którego zaraz się nieszczęśliwie obudzę i popadnę w depresję, że
to była tylko moja wyobraźnia…
Rozmowę przerwało nam
krótkie „Proszę” zza drzwi. Ashton otworzył je przede mną i wpuścił do środka.
Zimny i
niezachęcający do siebie pokój niezmiennie pełnił rolę gabinetu lekarskiego
odkąd tylko pamiętam. Tak samo pielęgniarka, uprzejma pani Langrish zawsze była
w szkole i zawsze służyła pomocą. Pani w średnim wieku, może koło
czterdziestki, zachęcała do siebie wiecznym uśmiechem na twarzy i przyjaznym
nastawieniem. Jej długie blond włosy spięte były w odrobinę roztrzepany kok,
lekko podkrążone oczy zatuszowane fluidem oraz kitel z plamą po kawie na
kołnierzu spoczywał na jej ramionach. To cała pani Langrish.
Ashton poprowadził
mnie do łóżka wyłożonego skórą i na nim posadził. Ta leżanka, na której nikt
nie lubi siadać, bo dziwnie skrzypi oraz zawsze jest zimna, również i teraz po
zetknięciu z moją odsłoniętą skórą ud przyprawiła mnie o ciarki. Nerwowo
obciągnęłam jedną ręką nogawki szarych spodenek, zaczynam czuć się
niekomfortowo, kiedy Ashton wciąż jest blisko mnie i utrzymuje tak bliski
kontakt.
Pielęgniarka
przekręciła się na obrotowym krześle i obrzuciła mnie jednym, krótkim
spojrzeniem przez swoje okulary. W dłoni trzymała teczkę z jakimiś dokumentami,
w drugiej kubek z kawą. Przeniosła niebieskookie spojrzenie na Ashtona i
uniosła lekko jedną brew.
-Incydent podczas lekcji na dworze?-spytała nie oczekując
odpowiedzi.-Gdzie dostałaś?
Jeśli trzymam się za
nos z chusteczką w krwi, zeszklonymi oczami od bólu i ręką zasłaniam sobie
twarz, to prawdopodobnie w nogę. Naprawdę, czy tego nie widać?
Pani Langrish wstała
z czarnego krzesła z cichym skrzypnięciem i dwoma krokami znalazła się przy
mnie. Zdjęła moje ręce z twarzy zdecydowanym ruchem, przez co zmarszczyłam
czoło od nieprzyjemnego uczucia. Uważnie przyjrzała się mojemu nosowi,
najdelikatniej jak mogła go obmacała wciąż kręcąc głową z ustami złożonymi w
dziubek.
-Masz szczęście. Nie jest złamany, tylko trochę
stłuczony.-jej obcasy wielokrotnie stukały
o posadzkę, kiedy wędrowała z jednej strony gabinetu do drugiej, wciąż
wygrzebując coś z szafek. Położyła na biurku białą teczkę z moim nazwiskiem,
przestudiowała szybko jej zawartość, po czym naciągnęła na dłonie elastyczne
rękawiczki i otworzyła paczkę z metalową pęsetą.
Kątem oka spojrzałam
na Ashtona i dopiero teraz zorientowałam się, że siedzi obok mnie i trzyma moją
dłoń. Znów coś spowodowało, że zabrakło mi powietrza w płucach, ale opanowałam
swoją chęć zakrztuszenia się i ograniczyłam to do głębszego wdechu. Znów
zabolał mnie nos.
-Może nie wygląda to dobrze, ale krew pojawiła się tylko
dlatego, że nos jest mocno ukrwiony, a przy zderzeniu naczynka po prostu
pękły.-pielęgniarka ze skupieniem obmywała zranione miejsce wacikiem namoczonym
środkiem dezynfekującym. Była tak blisko, że doskonale wyczuwałam zapach jej
słodkich perfum o zapachu owoców leśnych. Wiem, że używa ich od przynajmniej
dwóch lat, wciąż pachnie tak samo przyjemnie.-Może być trochę siny lub
opuchnięty, ale do jutra będzie w porządku.
Odetchnęłam z ulgą. Opuchlizna
nie ułatwiłaby mi moich zmagań z cerą i urodą, zwłaszcza teraz, kiedy pryszcze
urządziły sobie inwazję na moją twarz.
Kobieta dała mi do ręki watę w wypadku, gdyby
znów zaczęła lecieć krew, posmarowała mój nos maścią chłodzącą i nakleiła na
niego plaster o przyjemnym zapachu, który ponoć przyśpiesza gojenie. Znów z
opóźnieniem zorientowałam się, że Ashton, wciąż trzymając moją dłoń, położył ją
sobie na udzie i to niebezpiecznie blisko krocza. Wytrzeszczyłam oczy z
niedowierzenia. Oddychać, oddychać!
-Potrzebujesz, żeby zadzwonić po twojego tatę?-spytała
pielęgniarka z miłym uśmiechem. Jak brzmiało pytanie?
Język kompletnie mi
się poplątał, lekko pokręciłam głową patrząc się wszędzie, tylko nie na tą
przeklętą rękę. A co robił Ashton? Uśmiechał się, za każdym razem, kiedy na
niego zerkałam. Co tu się w ogóle dzieje?
-Nie, ja ją odwiozę.-wtrącił blondyn z dziwną dumą w głosie,
jakby odstawienie mnie do domu było jakimś zaszczytem. Głośno przełknęłam
ślinę. To się dzieje naprawdę? Chłopak, który chodzi ze mną na chemię, biologię
i historię, ten chłopak, w którym jestem kompletnie zakochana od pierwszego
wejrzenia właśnie cieszy się, że może mnie odwieźć? To spełnienie marzeń jest
jakieś podejrzane… Tak, na pewno zaraz się obudzę, to zbyt piękne, by było
prawdziwe.
Pani Langrish wręczyła mi naklejkę z napisem „Dzielny
Pacjent” (uwielbiam je) i odesłała nas na z powrotem. Zostało pięć minut, zanim
korytarze znów zapełnią się uczniami, więc oboje skierowaliśmy się do
przebieralni. Ashton szedł kompletnie wyluzowany, a ja dreptałam za nim wciąż gapiąc
się na moją rękę tkwiącą w jego uścisku. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że
nadal mnie trzyma, ale ani mi się śniło mu o tym przypominać.
Szybko dotarliśmy do
drzwi oddzielnych przebieralni.
-Widzimy się przed szkołą.-rzucił z lekkim uśmiechem,
napawając mnie widokiem jego dołeczków. Ugh, są takie…idealne!
Odparłam skinieniem głowy
i zniknęłam za drzwiami z kompletnie zaczerwienionymi policzkami.
Między szafkami i
ławkami zostały nieliczne dziewczyny wciąż zmieniające ubranie. Przeszłam koło
nich wciąż rozglądając się za Danielle, gdy usłyszałam fragmenty rozmowy na mój
temat.
-…No i Goldman kazała Ashtonowi ją odprowadzić, wiecie, temu
fajnemu z biologii. Pewnie teraz daje mu gdzieś w schowku woźnego.-ostatnie
słowa jednej z dziewczyn spotkały się z głupim chichotem reszty.
Słucham?!
Zacisnęłam mocno
pięści i przyśpieszyłam kroku. Wolę zniknąć stąd zanim zorientują się, że mówią
o mnie, nie mam ochoty na kłócenie się z tymi tępymi dziewczynami. Na
szczęście, tuż obok mojej szafki blondynka już czekała na mój powrót. Kiedy
tylko mnie zobaczyła, podniosła się z ławki i rzuciła w moją stronę.
-Elizabeth! I co?
Żeby trochę się z nią
podroczyć, bez odpowiedzi otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej swoje ubranie,
choć trudno było mi ukryć szeroki uśmiech. Dziewczyna obok natychmiast to
wykryła.
-Gadaj, widać, że cieszysz się jak głupia.-uniosła lekko
jedną brew i oparła rękę o biodro.
Za dobrze mnie zna.
-Poszliśmy do pielęgniarki i spytał…-zadzwonił dzwonek.-Pogadamy
później.
Blondynka przewróciła
oczami i zmarszczyła swój lekko zadarty nos, po czym udała się w stronę wyjścia
krzycząc „Upoluję cię przez telefon!” i zniknęła za rzędami szafek.
Szybko udałam się pod
prysznic, przebrałam z brudnego stroju i spakowałam go do plecaka. Szafka
drugich klas mieściła się najdalej od wyjścia, ale i tak słyszałam zgiełk z
korytarza. Ciekawe, czy Ashton już na mnie czeka. Michael na pewno. Cholera,
zapomniałam o nim, jak mam go spławić? Nie mogę mu po prostu powiedzieć w twarz
„spadaj, jadę z gościem fajniejszym od ciebie”, bo się obrazi, jest taki
wrażliwy…
Zamykając niebieskie
drzwiczki, wyciągnęłam z kieszeni telefon i szybko wybrałam numer Michaela.
Odebrał po trzech sygnałach.
-Nie mów, że mnie wystawiasz.-zaczął jakby czytając mi w
myślach. Tak w ogóle, cześć Mike.-Obiecałaś, że dziś wrócimy razem!
Matko, spławianie go
jest jak krzyczenie na smutnego szczeniaka.
-Ale to Ashton, rozumiesz? Nie mów takim tonem, wiesz, że
zawsze mnie tym przekonujesz…
-Przepraszam, jestem zbyt uroczy żeby mi odmówić.-zapewne
teraz tupnął nogą o ziemię, zawsze tak robi, kiedy coś idzie nie po jego myśli.
Kolejna rzecz, przez którą wymiękam… El, bądź dzielna.
-Jutro Mike. Obiecuję, wrócimy razem i pójdziemy z Dan
gdzieś na miasto, opowie o swojej randce z Louisem.-zaakcentowałam
przedostatnie słowo podkreślając jego niedokładne znaczenie. Chłopak głośno
westchnął.
-Dobra, ale wisisz mi żelki.-uśmiechnęłam się zakładając
sobie szelkę plecaka na ramię. Sukces.-Ale lepiej się pośpiesz, Ashton czeka na
ciebie przy swoim aucie.
-Już idę. Wiesz, że cię kocham?-rzuciłam cukierkowym głosem
z nadzieją, że może mi wybaczy. Zresztą, co ja się martwię, on mi zawsze
wybacza.
-Wiem i chyba zacznę tego żałować...-bąknął z wyraźnym
niezadowoleniem w głosie.
Gdy tylko sygnał się
urwał, zamknęłam szafkę i skierowałam w stronę wyjścia z szatni, a mój umysł
wciąż zajęty był myśleniem o Ashtonie. Im bliżej wyjścia byłam, tym mocniej
moje serce biło tylko na myśl o tym, że będę przez kilkanaście minut sam na sam
z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem… chyba znów się zapowietrzam.
Dotarłam do
wejściowych drzwi otwartych na oścież, przez które mieszanka uczniów z różnych
mas wychodziła na zewnątrz. Kiedy tylko światło bijące z dworu chwilowo mnie
oślepiło, opuściłam wzrok na swoje ręce; trzęsły się. Czy ja aż tak to przeżywam?
Zatrzymałam się po
zejściu ze schodków do wejścia głównego szkoły i stanęłam na uboczu, by
umożliwić innym ruch, wciąż bacznie się rozglądając. Starałam się odnaleźć
wzrokiem samochód Ashtona albo jego samego, a kiedy w końcu go zobaczyłam,
poczułam, że panikuję. Cała moja pewność siebie uciekła i rozpłynęła się
bezpowrotnie w atmosferze.
Przez chwilę blondyn skanował
spojrzeniem wszystkich dookoła, a kiedy w końcu mnie zobaczył, uśmiechnął się
lekko i skinieniem głowy pokazał, żebym podeszła bliżej.
Jeszcze raz
spojrzałam na swoje dłonie. Zacisnęłam je w pięści, przełknęłam ślinę i głośno
odetchnęłam. Dasz radę, Elizabeth. Jesteś silna i…
-Hej, mała, wygląda na to, że kończymy dziś o tej samej
porze…-na swoim ramieniu poczułam dłoń, przez którą przeszły mnie nieprzyjemne
dreszcze. Ten głos sygnalizuje coś bardzo nie dobrego…
Odwróciłam się na
pięcie i przed sobą zobaczyłam najgorsze, co mogło mnie dziś spotkać.
-Cześć, Red.
Świetny, cudowny rozdział *_* Zapewniam cię, że wrócę tu nie raz. El jest świetną postacią, były momenty w których wręcz płakałam ze śmiechu. Ale najbardziej to chyba lubię Mike'a, jest taki...ciekawy xD Nie wiem kto to jest Red, ale mam nadzieję, że w następny rozdziale się dowiem i, że będzie on w miarę szybko. Nie mogę się doczekać <3 http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZacznę od błędów:
OdpowiedzUsuń"- Mogłabyś mnie tak nie straszyć?-ozwał się swoim nieco gardłowym, chrypliwym głosem kontrolnie rozglądając się na boki" - literówka. zamiast "ozwał" powinno być "odezwał".
"- Za godzinę, możemy wrócić razem.- odparłam" - moja droga, w zdaniach oznajmujących nie piszemy kropki. Znaki zapytania, wykrzykniki - jasne, ale może podam przykłady?
To prawidłowy sposób.
" - Hej, idziemy się przejść? - zapytał.
- Zejdź na dół! - wrzasnęła z furią.
i
- Emily, zachowujesz się dziś nieswojo. Na pewno dobrze się czujesz? Wiesz, co? Idź położyć się do łóżka, nie pójdziesz dziś do szkoły - rzekła, patrząc na nią z niepokojem."
"-Widzisz, do takich rzeczy trzeba mieć dryg.-rzucił z przesadnym zuchwalstwem w głosie wkładając okulary przeciwsłoneczne. " - ten sam błąd, co powyżej.
"odpysknąć" - ? Chyba raczej "odpyskować".
"-Poprawka: my umówiliśmy się z Louisem, ty tylko powiedziałaś „h-hej Louis”" - zamiast dwukropka - przecinek, poza tym to "się" zgrzyta w tym zdaniu, bardziej pasuje "cię".
"-Zmarnowałyście mi całą przerwę, muszę przestać się z wami zadawać.-jęknął" - ponownie usuń kropkę.
" O kurwa." - nie mam nic przeciwko przekleństwom, ale można je zastąpić czymś łagodniejszym.
"To moja wina, trochę cię rozproszyłem.-ozwał " - znowu ozwał? Dobra szperam i mam mętlik, jedne słowniki nie dopuszczają tego wyrazu, a inne( chociaż jest już ich znacznie mniej) dopuszczają. Może lepiej zmień to na "odezwał"? Tak będzie pewniej i poprawniej.
_______________
Mike mnie rozwalił. Bezapelacyjnie i bezkonkurencyjnie zabił, zakopał pod ziemią i odkopał. Poza paroma błędami, rozdział, był bezcenny! Spodobał mi się i sprawił, że mam jeszcze większa ochotę poznać dalsze części. Kim jest ten cały Red? Bardzo mnie to ciekawi.
Pozdrawiam
Idril
P.S. U mnie też jest nowy rozdział :)
He he, wszyscy kochają Michaela <3 Ale ja też go kocham, więc rozumiem i pochwalam, dziękuję za wskazówki, jeszcze dziś wpadnę na nowy rozdział ;)
UsuńKiedy następny rozdział?
UsuńJa chcę nowy rozdział!
Pozdro
Idril
P.S. U mnie jest już rozdział ósmy :)
Dla mnie bomba xd
OdpowiedzUsuńBombowe xde
OdpowiedzUsuńŚwietny. Zainteresował mnie i będę zaglądać. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mój ulubieniec = Mike :D
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jeśli cię uraziłam. Tak czy inaczej sądzę, że jeśli i ty czytasz mojego bloga, ja powinnam spojrzeć na twojego, mam nadzieję, że za parę godzin będę mogła tu spojrzeć.
OdpowiedzUsuń