Muzyka

piątek, 18 kwietnia 2014

Rozdział 1 "Do takich rzeczy trzeba mieć dryg"

 Pierwszy rozdział, taki wyjątkowy... Pracowałam nad nim bardzo długo; ostatecznie pierwsza wersja poszła do kosza, więc zaczynałam od nowa, kompletnie zmieniłam swoją koncepcję i oto jest. :)
Enjoy.

***

-Matematyka, Chemia, Fizyka…-mruknęłam pod nosem analizując dzisiejszy pan lekcji wywieszony na metalowych drzwiczkach.-Został W-F.
 Zamknęłam swoją szafkę, uprzednio chowając do niej niepotrzebne już książki i skierowałam się na pawilon szkolny. Przemierzałam szeroki korytarz zapełniony uczniami z różnych klas, gdy między obcymi lub tylko przelotnie znanymi mi twarzami odnalazłam Michaela, o co nietrudno, ze względu na jego różowe włosy.
 Zajęty organizowaniem ściąg, nie zauważył, jak do niego podeszłam.
-Panie Clifford, to nie ładnie z pana strony!-starałam się brzmieć jak najbardziej dorośle i chyba dobrze mi poszło, bo zadarł głowę do góry chowając za siebie świstki papieru i krzyknął: ”To nie dla mnie, przysięgam!”. Po chwili zorientował się, że to ja i odetchnął z ulgą.
-Mogłabyś mnie tak nie straszyć?-ozwał się swoim nieco gardłowym, chrypliwym głosem kontrolnie rozglądając się na boki.-Przez ciebie dostanę zawału…
-Może, ale przynajmniej przestaniesz tak perfidnie ściągać.-próbowałam wyrwać mu z ręki małe ściągi, ale w samą porę zabrał ręce do tyłu obdarzając mnie uroczym uśmiechem. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz go spotkałam właśnie na tym korytarzu, po rozpoczęciu roku szkolnego, za wszelką cenę próbował otworzyć moją szafkę klnąc na nią i obwiniając cały wszechświat, że hasło nie pasuje, a kiedy spytałam go, czemu atakuje moją szafkę, uśmiechnął się właśnie tak jak teraz. Od tamtej pory zostaliśmy przyjaciółmi.
-Kiedy kończysz lekcje?-zapytał wpychając w rurkę od długopisu małą ściągę napisaną drobnym druczkiem. Spryciarz.
-Za godzinę, możemy wrócić razem.-odparłam patrząc, jak z zaskakującą sprawnością chowa podpowiedzi w dziwnych miejscach, miedzy innymi w swoich włosach. Musiał wpaść na to nieco wcześniej, bo ściąga była podobnego koloru, co jego rozczochrane na wszystkie strony kudły.-Jak ty to wymyśliłeś?
 Michael ponownie się uśmiechnął, poprawił swoją czerwoną koszulę w kratę z rękawami obciętymi na ramionach i ruszył w stronę wyjścia. Poszłam za nim.
-Widzisz, do takich rzeczy trzeba mieć dryg.-rzucił z przesadnym zuchwalstwem w głosie wkładając okulary przeciwsłoneczne. To jest prawdziwy Mike; w podartych ciuchach, z ochrypniętym głosem i pewnością co do swojej świetności wprost bijącą z jego oblicza. Czasem zastanawia mnie, czy kiedykolwiek zdarzyło mu się nie odpyskować nauczycielowi lub nie podpaść starszym, co zwykle kończyło się bójką, ale nie, on wciąż szerzy się do wszystkich z tym wrodzonym błyskiem w oku. Wariat jak ich mało, ale i tak go uwielbiam.
 Przeszliśmy długość korytarza aż dotarliśmy do dwuskrzydłowych, drewnianych drzwi. Chłopak kulturalnie otworzył je przede mną z przesadnym ukłonem by po chwili znaleźć się na szerokim pawilonie szkolnym. Po ścianach go otaczających wspinały się dzikie pnącza, między trawnikami, na których przesiadywały różne grupy uczniów stały okrągłe, drewniane stoły, gdzieniegdzie ludzie chowali się w cieniach drzew. Pod jednym z nich dostrzegłam znajomą mi sylwetkę Danielle, wczytana w lekturę nas nie zauważyła. Razem z Michaelem podeszliśmy bliżej.
-Hej!-chłopak ukucnął pod drzewem obok blondynki, która wzdrygnęła się na jego głos.
-Matko, przestraszyłeś mnie…-na widok uśmiechniętej twarzy Michaela przewróciła błękitnymi oczami, zamknęła grubą książkę z brązową okładką i poprawiła okulary. Jesteśmy dziś jak ninja, straszymy wszystkich.
 Danielle zwróciła się w moją stronę i poklepała trawę obok siebie. -Siadaj.
 Położyłam obok fioletowy plecak, po czym usadowiłam się w cieniu drzewa siadając ze skrzyżowanymi nogami. Różowowłosy wziął od Dan jej lekturę i obrzucił zniesmaczonym spojrzeniem.
-Kolejny ckliwy romans?-dziewczyna zabrała mu książkę z ręki i otrzepała, jakby Michael zabrudził ją swoim dotykiem.
-To poezja. Nie twój poziom.
 Odbąknął pod nosem coś w stylu „jak tam sobie chcesz”, po czym odchylił się do tyłu podparty rękami chłonąc ciepło popołudniowego słońca. Dziś dla odmiany świeciło od rana, co rzadko zdarza się w Londynie, zwłaszcza we październiku. Wczoraj grad, teraz wiosenne ciepełko. Nie narzekam.
 Danielle szybko włożyła swoją lekturę do torby, a zamiast niej wyciągnęła jabłko. Ze skupieniem polerowała je fragmentem swojej koszulki zupełnie nieświadomie odsłaniając pół brzucha. Nie zdążyłam zwrócić jej uwagi, gdy usłyszałam za sobą głos Louisa.
-Cześć Danielle.-brunet uśmiechnął się jedynie do mojej przyjaciółki, dopiero po chwili zarejestrował, że my też tu jesteśmy.-Hej El, hej Mike.
 Równocześnie z Michaelem machnęliśmy na niego ręką wymieniając ze sobą tajemnicze uśmiechy. Louis od dawna podoba się Dan, ale zawsze wstydziła się z nim rozmawiać, zresztą on też coś do niej czuje. Są kompletnymi przeciwieństwami; Louis, wytatuowany, wiecznie przeciwstawiający się jakiemukolwiek systemowi, samotny i trudny do rozgryzienia, podczas gdy Danielle to uzależniona od książek prymuska, miła i bardzo towarzyska, choć tylko dla przyjaciół. Już wyobrażam sobie ich związek.
 Blondynka obdarzyła go szerokim uśmiechem i głośno odetchnęła.
-H-hej Louis.
  Cisza.
-I to tyle? Będziecie się tylko na siebie gapić?-zawołał Michael żywo wymachując rękami, więc kopnęłam go w łydkę żeby się uciszył. Brunet potrząsnął głową, przestał gapić się na brzuch Danielle i w końcu coś powiedział, nerwowo ściskając w rękach szelki swojego czarnego plecaka.
-Chciałem zapytać-nerwowo przygryzł lewą część dolnej wargi, na której znajdował się srebrny kolczyk.-czy…em, lubisz się uczyć?
 Matkooo.
 Danielle, wciąż się szczerząc, żywo przytaknęła. Dodam, że wciąż z odsłoniętym brzuchem i z jabłkiem w ręku.
 Louis przez chwilę jąkał się próbując dobrać odpowiednio słowa, aż w końcu sformułował zdanie, uprzednio pocierając oko podkreślone czarną kreską.
-Bo pomyślałem, że jak lubisz się uczyć, to musisz być mądra i…-odetchnął opuszczając wzrok na ziemię.-…może pomogłabyś mi kiedyś z biologią? Ostatnio był trudny temat, a ja nie bardzo załapałem.
 Razem z Michaelem spojrzeliśmy na Danielle, która tłumiąc swój wstydliwy śmiech zaczerwieniła się do granic możliwości i kiedy w końcu zauważyła, że siedzi z odsłoniętym brzuchem, natychmiast go zasłoniła. Jestem niemalże pewna, że szepnęła o sobie parę niemiłych słów. Często to robi, rozmawia sam ze sobą, a kiedy robi to przy innych ludziach brzmi trochę…niepokojąco.
 Zastanawiało mnie, czy Louis to usłyszał, ale on tylko wgapiał się w nią z nadzieją zapewne zajęty rozmyślaniem o tym, jaka Danielle jest piękna i jak bardzo chciałby ją pocałować…To takie urocze!
 Przyjrzałam się ubiorowi chłopaka stojącego nade mną. Czerwona bluzka z logiem zespołu Metallica, czarne rurki zdarte w miejscu kolan i schodzone tenisówki tego samego koloru. Na jego ramionach spoczywała skórzana kurtka z ćwiekami  koło kołnierza. Nie była zapięta, więc doskonale widać było jego tatuaże rozciągające się po całej szyi. Również zewnętrzne strony dłoni przyozdobione były czarnymi wzorami. Zabawne jak groźnie wygląda, choć w rzeczywistości wstydzi się zagadać do dziewczyny. Zupełnie inaczej zachowuje się na lekcjach, a inaczej przy ludziach. Dziwny chłopak.
 Już chyba piąty raz poprawił swój kolczyk na płatku prawego ucha wciąż wyczekując odpowiedzi, której doczekał się ode mnie.
-Danielle jest dobra z biologii, chętnie ci pomoże, kiedy tylko będziesz tego potrzebował.-po moich słowach uśmiechnął się z ulgą i ponownie spojrzał na zestresowaną blondynkę.
-Świetnie, a…możemy spotkać się dzisiaj, w bibliotece?
 Spojrzałam na Dan. Dalej nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, znów trzeba było działać za nią.
-Świetny pomysł, odpowiada ci siedemnasta?-tym razem włączył się Michael wyzywająco oblizując górną wargę.-Możecie potem pójść do kawiarni naprzeciwko!
 Louis głęboko wciągnął powietrze i przytaknął głową, po czym wykonał kilka kroków do tyłu.
-Fajnie, będę na ciebie czekał! Widzimy się o siedemnastej!-wołał coraz bardziej się od nas oddalając. W końcu zniknął nam z oczu, oczywiście zanim dwa razy potknął się o własną nogę w drodze do budynku szkoły.
 Razem z Michaelem przybiliśmy piątkę.
 Oboje spojrzeliśmy na Danielle; chyba nie bardzo docierało do niej, co się właśnie stało.
-Czy ja właśnie umówiłam się z Louisem?!-krzyknęła i natychmiast zakryła usta dłonią.
-Poprawka: my umówiliśmy się z Louisem, ty tylko powiedziałaś „h-hej Louis”-chłopak naśladował jej drżący z ekscytacji głos, kiedy obiekt jej sympatii pojawił się obok nas.-Więc idziemy wszyscy.
 Zaśmiałam się krótko na słowa Michaela, podczas gdy Danielle dwukrotnie zamrugała oczami i skupiła spojrzenie na mnie.
-Idę na randkę z Louisem…-złapała moje ręce i naprawdę mocno ścisnęła.-Idę na randkę z Louisem!
 -Świetnie, ale możesz oszczędzić moje biedne ramiona?
 W końcu otrząsnęła się z zachwytu i zwolniła mnie z żelaznego uścisku. Zadzwonił dzwonek.
-Zmarnowałyście mi całą przerwę, muszę przestać się z wami zadawać.-jęknął Michael wstając z ziemi i otrzepując spodnie.
 Uśmiechnęłam się do niego również podnosząc się do pozycji prostej.Sprawdziłam,czy moje szare dżinsy nie są pobrudzone i poprawiłam niebieską koszulę po czym podniosłam swój plecak.
-Widzimy się po lekcjach!-rzucił chłopak i oddalił się w przeciwną stronę do nas machając ręką na pożegnanie.
***
 Piłka, którą miałam w ręce powędrowała serwisem na drugą stronę siatki rozpoczynając mecz. Spojrzałam w bok przyglądając się treningowi piłkarskiemu chłopaków, na którym natychmiast dostrzegłam Ashtona żywo wykonującego skip A w szkolnym, czerwono-czarnym stroju. Jego jasne, kręcone włosy beztrosko podskakiwały i opadały mu na czoło wraz z jego ruchem, kiedy w skupieniu rozciągał poszczególne partie swojego muskularnego ciała. Matko, jaki on jest seksowny, kiedy trenuje…Ba, zwłaszcza, kiedy trenuje! Gapiłam się na niego jak idiotka kompletnie nie zwracając uwagi na to, że właśnie przepuściłam piłkę.
-El, skup się na grze!-usłyszałam ostrzeżenie naszej nauczycielki. Pani Goldman obdarzyła mnie spojrzeniem „Ogarnij się, bo zaraz nie wytrzymam” i dała sygnał gwizdkiem, by znów zacząć. Głupia baba. Długo jednak nie pozostałam skupiona, znów cała moja uwaga skierowała się na Ashtona. Właśnie rozmawiał z jakimś chłopakiem z szerokim uśmiechem na twarzy. Ten uśmiech. Nie widziałam go dokładnie ze względu na odległość, ale jestem pewna, że ten gość, z którym żartował widział dobrze jego urocze dołeczki, te niesamowite piwne oczy z domieszką szarości, mocno zarysowane kości policzkowe, słyszał jego miękki głos…Chyba zaraz umrę.
 Wymienili między sobą kilka słów, po czym zawołani przez nauczyciela ruszyli na środek boiska. Idąc w tamtym kierunku, blondyn spojrzał w moją stronę i chwilę się przyglądał. Serce natychmiast zabiło mi dwukrotnie szybciej a umysł ogarnęła panika, ale odrzuciłam chęć odwrócenia wzroku. Elizabeth, bądź silna! Jako osoba ze średnimi umiejętnościami flirtu czy choćby rozmowy z płcią przeciwną to był prawdziwy sukces, że jeszcze nie wymiękłam, choć czułam jak temperatura moich polików drastycznie wzrasta.
 Ashton lekko przychylił głowę patrząc w moim kierunku, a może tylko mam zeza i patrzył się na niebo? Pod presją mogłam sobie to wymyślić, to w końcu ja, jestem zdolna do takich rzeczy. Chłopak uśmiechnął się i lekko mi pomachał.
Boże, on naprawdę do zrobił?! Pamiętać o oddychaniu! Gwałtownie wciągnęłam powietrze czując jego brak. Na pewno machał do mnie? Kontrolnie odwróciłam się do tyłu, ale ani na boisku, ani na trybunach nie było kogokolwiek patrzącego na trening chłopaków. Ich strata, przegapiają za dużo. Chociażby widok Ashtona.
 Niepewnie odpowiedziałam mu tym samym gestem, gdy z mojej prawej strony dobiegł mnie krzyk.
-El, uważaj!
 Odwróciłam się w idealnym momencie by oberwać rozpędzoną piłką w środek twarzy tak mocno, że padłam na ziemię łapiąc się za twarz. Natychmiast łzy napłynęły mi do oczu i dreszcze przeszły moje ciało, kiedy poczułam pod dłonią pulsujący nos i chyba cieknącą z niego krew. Super. Z każdą sekundą coraz mocniej odczuwałam skutki uderzenia.
 Natychmiast usłyszałam nad sobą głosy dziewczyn, które zebrały się wokół mnie. Będziecie się tak gapić, czy mi pomożecie?
 Długo nie musiałam czekać, a tuż przede mną zmaterializowała się Danielle.
-Boże, nic ci nie jest?-spróbowała zabrać dłonie z mojej twarzy, ale nie chciałam puścić, trzymanie nosa trochę uśmierzało i tak duży ból. Raz, kiedy dotykałam miejsce, było nieczułe na dotyk, a po chwili drażniło mnie niemiłosiernie. Nie lubię dostawać w twarz.
-Nie koniecznie, ale okropnie boli…-usiadłam na murawie z podkulonymi nogami próbując przeczekać kolejną falę krwotoku. Nagle, poczułam na swoich plecach i ramieniu dłonie i ciepłe ciało przyciągające mnie do siebie. Rozszerzyłam palce lewej ręki by zobaczyć, kto to, gdy tuż przed sobą ujrzałam twarz Ashtona. O nie.
 Niemalże dostałam zawału, kiedy jego oczy znalazły się niespodziewanie tak blisko mnie. Poczułam, że panika zaczyna brać górę. Nie zdążyłam się powstrzymać, a ponownie zakryłam twarz i gwałtownie odsunęłam się do tyłu, choć wciąż tkwiłam w jego uścisku. Ciepło ciała chłopaka powodowało u mnie zawroty głowy, co dodatkowo przeszkadzało mi się uspokoić. Za dużo sygnałów!
-Dostałaś w nos?-spytał, tak samo jak Danielle próbując obejrzeć moją twarz. Tak, już pędzę, pokazywać mu swoją rozwalony i zakrwawiony nos!
 Powoli pokiwałam głową. Serce biło mi tak mocno, że chyba wszyscy je słyszeli, bo ja nie miałam z tym problemu. Głośno przełknęłam ślinę, kiedy Ashton złapał mnie pewnie w biodrach i pomógł wstać tak, jakbym była jego dziewczyną a on pokazuje wszystkim, że nie wolno mnie dotykać.Jeśli codziennie będę wystawiona na taki stres, dorobię się choroby serca w zaskakująco szybkim tempie!
 Pomiędzy szemraniem dziewczyn usłyszałam donośny głos pani Goldman zbliżającej się w moim kierunku.
-Ashton, zaprowadź ją do pielęgniarki!-nie, błagam, tylko nie to! To nie mogła być Danielle?!
 Przesunęłam dłonie na swojej twarzy odsłaniając oczy, jednak dalej chroniłam swój biedny nos, który nie przestawał pulsować i krwawić. Chłopak objął mnie jedną ręką w pasie, w drugiej trzymał chusteczkę, którą po chwili użyłam by zatamować krwawienie.
-To moja wina, trochę cię rozproszyłem.-ozwał się melodyjnym głosem.-Nie masz więcej lekcji?
 Pytanie zawisło w powietrzu, a ja nie miałam możliwości odpowiedzieć, wciąż kurczowo trzymałam przy twarzy ręce, choć bardziej przez nagły kontakt z tak onieśmielającym chłopakiem niż przez ból, który odrobinę ustąpił. Odparłam mu niezrozumiałym nawet dla mnie pomrukiem, kiedy żywo przekroczyliśmy drzwi budynku szkolnego z kompletnie opustoszałymi korytarzami. Trzask wrót odbił się echem o niebieskie ściany otaczające nas ze wszystkich stron.
-Jeśli chcesz, mogę odwieść cię do domu, ja też teraz kończę.-powiedział zapewne z tym swoim wiecznym uśmiechem na twarzy pukając w drzwi do gabinetu pielęgniarki. Jeszcze nie zdążyłam do końca przyswoić to, co właśnie mi zaproponował, a w mojej głowie zaczęły tworzyć się miliony scenariuszy tej sytuacji i pośród nich ten najpiękniejszy: ja i Ashton w jego szarym Jeepie, pod moim domem, mówi mi, jak bardzo mu się podobam, a potem łączy nasz usta w delikatnym pocałunku…
-To jak?-jego głos wyrwał mnie z zamyślenia. Zorientowałam się, że przez cały czas się na niego gapiłam. El, uspokój się i wymyśl jakąś odpowiedź poza niewyraźnym pomrukiem. Nie powiem mu, że umówiłam się z Michaelem, bo się zrazi. Wybacz Mike.
-W porządku, jeśli ci nie przeszkadzam to…
-Przeze mnie rozwaliłaś sobie nos, mam obowiązek jakoś ci to wynagrodzić.-zawsze możesz mnie pocałować!
-To nie przez ciebie.-pokręciłam głową z lekkim uśmiechem będąc pod wrażeniem jego uprzejmości. Prawdziwy gentleman.
 -I tak cię odwiozę. Przy okazji dowiem się, gdzie mieszkasz.
 Niech mnie ktoś spoliczkuje, bo nie wierzę. On mówi na serio? Chce wiedzieć, gdzie mieszkam? To chyba sen, z którego zaraz się nieszczęśliwie obudzę i popadnę w depresję, że to była tylko moja wyobraźnia…
 Rozmowę przerwało nam krótkie „Proszę” zza drzwi. Ashton otworzył je przede mną i wpuścił do środka.
 Zimny i niezachęcający do siebie pokój niezmiennie pełnił rolę gabinetu lekarskiego odkąd tylko pamiętam. Tak samo pielęgniarka, uprzejma pani Langrish zawsze była w szkole i zawsze służyła pomocą. Pani w średnim wieku, może koło czterdziestki, zachęcała do siebie wiecznym uśmiechem na twarzy i przyjaznym nastawieniem. Jej długie blond włosy spięte były w odrobinę roztrzepany kok, lekko podkrążone oczy zatuszowane fluidem oraz kitel z plamą po kawie na kołnierzu spoczywał na jej ramionach. To cała pani Langrish.   
 Ashton poprowadził mnie do łóżka wyłożonego skórą i na nim posadził. Ta leżanka, na której nikt nie lubi siadać, bo dziwnie skrzypi oraz zawsze jest zimna, również i teraz po zetknięciu z moją odsłoniętą skórą ud przyprawiła mnie o ciarki. Nerwowo obciągnęłam jedną ręką nogawki szarych spodenek, zaczynam czuć się niekomfortowo, kiedy Ashton wciąż jest blisko mnie i utrzymuje tak bliski kontakt.
 Pielęgniarka przekręciła się na obrotowym krześle i obrzuciła mnie jednym, krótkim spojrzeniem przez swoje okulary. W dłoni trzymała teczkę z jakimiś dokumentami, w drugiej kubek z kawą. Przeniosła niebieskookie spojrzenie na Ashtona i uniosła lekko jedną brew.
-Incydent podczas lekcji na dworze?-spytała nie oczekując odpowiedzi.-Gdzie dostałaś?
 Jeśli trzymam się za nos z chusteczką w krwi, zeszklonymi oczami od bólu i ręką zasłaniam sobie twarz, to prawdopodobnie w nogę. Naprawdę, czy tego nie widać?
 Pani Langrish wstała z czarnego krzesła z cichym skrzypnięciem i dwoma krokami znalazła się przy mnie. Zdjęła moje ręce z twarzy zdecydowanym ruchem, przez co zmarszczyłam czoło od nieprzyjemnego uczucia. Uważnie przyjrzała się mojemu nosowi, najdelikatniej jak mogła go obmacała wciąż kręcąc głową z ustami złożonymi w dziubek.
-Masz szczęście. Nie jest złamany, tylko trochę stłuczony.-jej obcasy wielokrotnie stukały  o posadzkę, kiedy wędrowała z jednej strony gabinetu do drugiej, wciąż wygrzebując coś z szafek. Położyła na biurku białą teczkę z moim nazwiskiem, przestudiowała szybko jej zawartość, po czym naciągnęła na dłonie elastyczne rękawiczki i otworzyła paczkę z metalową pęsetą.
 Kątem oka spojrzałam na Ashtona i dopiero teraz zorientowałam się, że siedzi obok mnie i trzyma moją dłoń. Znów coś spowodowało, że zabrakło mi powietrza w płucach, ale opanowałam swoją chęć zakrztuszenia się i ograniczyłam to do głębszego wdechu. Znów zabolał mnie nos.
-Może nie wygląda to dobrze, ale krew pojawiła się tylko dlatego, że nos jest mocno ukrwiony, a przy zderzeniu naczynka po prostu pękły.-pielęgniarka ze skupieniem obmywała zranione miejsce wacikiem namoczonym środkiem dezynfekującym. Była tak blisko, że doskonale wyczuwałam zapach jej słodkich perfum o zapachu owoców leśnych. Wiem, że używa ich od przynajmniej dwóch lat, wciąż pachnie tak samo przyjemnie.-Może być trochę siny lub opuchnięty, ale do jutra będzie w porządku.
 Odetchnęłam z ulgą. Opuchlizna nie ułatwiłaby mi moich zmagań z cerą i urodą, zwłaszcza teraz, kiedy pryszcze urządziły sobie inwazję na moją twarz.
  Kobieta dała mi do ręki watę w wypadku, gdyby znów zaczęła lecieć krew, posmarowała mój nos maścią chłodzącą i nakleiła na niego plaster o przyjemnym zapachu, który ponoć przyśpiesza gojenie. Znów z opóźnieniem zorientowałam się, że Ashton, wciąż trzymając moją dłoń, położył ją sobie na udzie i to niebezpiecznie blisko krocza. Wytrzeszczyłam oczy z niedowierzenia. Oddychać, oddychać!
-Potrzebujesz, żeby zadzwonić po twojego tatę?-spytała pielęgniarka z miłym uśmiechem. Jak brzmiało pytanie?
 Język kompletnie mi się poplątał, lekko pokręciłam głową patrząc się wszędzie, tylko nie na tą przeklętą rękę. A co robił Ashton? Uśmiechał się, za każdym razem, kiedy na niego zerkałam. Co tu się w ogóle dzieje?
-Nie, ja ją odwiozę.-wtrącił blondyn z dziwną dumą w głosie, jakby odstawienie mnie do domu było jakimś zaszczytem. Głośno przełknęłam ślinę. To się dzieje naprawdę? Chłopak, który chodzi ze mną na chemię, biologię i historię, ten chłopak, w którym jestem kompletnie zakochana od pierwszego wejrzenia właśnie cieszy się, że może mnie odwieźć? To spełnienie marzeń jest jakieś podejrzane… Tak, na pewno zaraz się obudzę, to zbyt piękne, by było prawdziwe.
Pani Langrish wręczyła mi naklejkę z napisem „Dzielny Pacjent” (uwielbiam je) i odesłała nas na z powrotem. Zostało pięć minut, zanim korytarze znów zapełnią się uczniami, więc oboje skierowaliśmy się do przebieralni. Ashton szedł kompletnie wyluzowany, a ja dreptałam za nim wciąż gapiąc się na moją rękę tkwiącą w jego uścisku. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że nadal mnie trzyma, ale ani mi się śniło mu o tym przypominać.
 Szybko dotarliśmy do drzwi oddzielnych przebieralni.
-Widzimy się przed szkołą.-rzucił z lekkim uśmiechem, napawając mnie widokiem jego dołeczków. Ugh, są takie…idealne!
 Odparłam skinieniem głowy i zniknęłam za drzwiami z kompletnie zaczerwienionymi policzkami.
 Między szafkami i ławkami zostały nieliczne dziewczyny wciąż zmieniające ubranie. Przeszłam koło nich wciąż rozglądając się za Danielle, gdy usłyszałam fragmenty rozmowy na mój temat.
-…No i Goldman kazała Ashtonowi ją odprowadzić, wiecie, temu fajnemu z biologii. Pewnie teraz daje mu gdzieś w schowku woźnego.-ostatnie słowa jednej z dziewczyn spotkały się z głupim chichotem reszty.
 Słucham?!
 Zacisnęłam mocno pięści i przyśpieszyłam kroku. Wolę zniknąć stąd zanim zorientują się, że mówią o mnie, nie mam ochoty na kłócenie się z tymi tępymi dziewczynami. Na szczęście, tuż obok mojej szafki blondynka już czekała na mój powrót. Kiedy tylko mnie zobaczyła, podniosła się z ławki i rzuciła w moją stronę.
-Elizabeth! I co?
 Żeby trochę się z nią podroczyć, bez odpowiedzi otworzyłam szafkę i wyciągnęłam z niej swoje ubranie, choć trudno było mi ukryć szeroki uśmiech. Dziewczyna obok natychmiast to wykryła.
-Gadaj, widać, że cieszysz się jak głupia.-uniosła lekko jedną brew i oparła rękę o biodro.
 Za dobrze mnie zna.
-Poszliśmy do pielęgniarki i spytał…-zadzwonił dzwonek.-Pogadamy później.
 Blondynka przewróciła oczami i zmarszczyła swój lekko zadarty nos, po czym udała się w stronę wyjścia krzycząc „Upoluję cię przez telefon!” i zniknęła za rzędami szafek.
 Szybko udałam się pod prysznic, przebrałam z brudnego stroju i spakowałam go do plecaka. Szafka drugich klas mieściła się najdalej od wyjścia, ale i tak słyszałam zgiełk z korytarza. Ciekawe, czy Ashton już na mnie czeka. Michael na pewno. Cholera, zapomniałam o nim, jak mam go spławić? Nie mogę mu po prostu powiedzieć w twarz „spadaj, jadę z gościem fajniejszym od ciebie”, bo się obrazi, jest taki wrażliwy…
 Zamykając niebieskie drzwiczki, wyciągnęłam z kieszeni telefon i szybko wybrałam numer Michaela. Odebrał po trzech sygnałach.
-Nie mów, że mnie wystawiasz.-zaczął jakby czytając mi w myślach. Tak w ogóle, cześć Mike.-Obiecałaś, że dziś wrócimy razem!
 Matko, spławianie go jest jak krzyczenie na smutnego szczeniaka.
-Ale to Ashton, rozumiesz? Nie mów takim tonem, wiesz, że zawsze mnie tym przekonujesz…
-Przepraszam, jestem zbyt uroczy żeby mi odmówić.-zapewne teraz tupnął nogą o ziemię, zawsze tak robi, kiedy coś idzie nie po jego myśli. Kolejna rzecz, przez którą wymiękam… El, bądź dzielna.
-Jutro Mike. Obiecuję, wrócimy razem i pójdziemy z Dan gdzieś na miasto, opowie o swojej randce z Louisem.-zaakcentowałam przedostatnie słowo podkreślając jego niedokładne znaczenie. Chłopak głośno westchnął.
-Dobra, ale wisisz mi żelki.-uśmiechnęłam się zakładając sobie szelkę plecaka na ramię. Sukces.-Ale lepiej się pośpiesz, Ashton czeka na ciebie przy swoim aucie.
-Już idę. Wiesz, że cię kocham?-rzuciłam cukierkowym głosem z nadzieją, że może mi wybaczy. Zresztą, co ja się martwię, on mi zawsze wybacza.
-Wiem i chyba zacznę tego żałować...-bąknął z wyraźnym niezadowoleniem w głosie.
 Gdy tylko sygnał się urwał, zamknęłam szafkę i skierowałam w stronę wyjścia z szatni, a mój umysł wciąż zajęty był myśleniem o Ashtonie. Im bliżej wyjścia byłam, tym mocniej moje serce biło tylko na myśl o tym, że będę przez kilkanaście minut sam na sam z najprzystojniejszym chłopakiem pod słońcem… chyba znów się zapowietrzam.
 Dotarłam do wejściowych drzwi otwartych na oścież, przez które mieszanka uczniów z różnych mas wychodziła na zewnątrz. Kiedy tylko światło bijące z dworu chwilowo mnie oślepiło, opuściłam wzrok na swoje ręce; trzęsły się. Czy ja aż tak to przeżywam?
 Zatrzymałam się po zejściu ze schodków do wejścia głównego szkoły i stanęłam na uboczu, by umożliwić innym ruch, wciąż bacznie się rozglądając. Starałam się odnaleźć wzrokiem samochód Ashtona albo jego samego, a kiedy w końcu go zobaczyłam, poczułam, że panikuję. Cała moja pewność siebie uciekła i rozpłynęła się bezpowrotnie w  atmosferze.
 Przez chwilę blondyn skanował spojrzeniem wszystkich dookoła, a kiedy w końcu mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i skinieniem głowy pokazał, żebym podeszła bliżej.
 Jeszcze raz spojrzałam na swoje dłonie. Zacisnęłam je w pięści, przełknęłam ślinę i głośno odetchnęłam. Dasz radę, Elizabeth. Jesteś silna i…
-Hej, mała, wygląda na to, że kończymy dziś o tej samej porze…-na swoim ramieniu poczułam dłoń, przez którą przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Ten głos sygnalizuje coś bardzo nie dobrego…
 Odwróciłam się na pięcie i przed sobą zobaczyłam najgorsze, co mogło mnie dziś spotkać.
-Cześć, Red.

8 komentarzy:

  1. Świetny, cudowny rozdział *_* Zapewniam cię, że wrócę tu nie raz. El jest świetną postacią, były momenty w których wręcz płakałam ze śmiechu. Ale najbardziej to chyba lubię Mike'a, jest taki...ciekawy xD Nie wiem kto to jest Red, ale mam nadzieję, że w następny rozdziale się dowiem i, że będzie on w miarę szybko. Nie mogę się doczekać <3 http://fairytaledreamcloudeen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę od błędów:
    "- Mogłabyś mnie tak nie straszyć?-ozwał się swoim nieco gardłowym, chrypliwym głosem kontrolnie rozglądając się na boki" - literówka. zamiast "ozwał" powinno być "odezwał".
    "- Za godzinę, możemy wrócić razem.- odparłam" - moja droga, w zdaniach oznajmujących nie piszemy kropki. Znaki zapytania, wykrzykniki - jasne, ale może podam przykłady?
    To prawidłowy sposób.
    " - Hej, idziemy się przejść? - zapytał.
    - Zejdź na dół! - wrzasnęła z furią.
    i
    - Emily, zachowujesz się dziś nieswojo. Na pewno dobrze się czujesz? Wiesz, co? Idź położyć się do łóżka, nie pójdziesz dziś do szkoły - rzekła, patrząc na nią z niepokojem."
    "-Widzisz, do takich rzeczy trzeba mieć dryg.-rzucił z przesadnym zuchwalstwem w głosie wkładając okulary przeciwsłoneczne. " - ten sam błąd, co powyżej.
    "odpysknąć" - ? Chyba raczej "odpyskować".
    "-Poprawka: my umówiliśmy się z Louisem, ty tylko powiedziałaś „h-hej Louis”" - zamiast dwukropka - przecinek, poza tym to "się" zgrzyta w tym zdaniu, bardziej pasuje "cię".
    "-Zmarnowałyście mi całą przerwę, muszę przestać się z wami zadawać.-jęknął" - ponownie usuń kropkę.
    " O kurwa." - nie mam nic przeciwko przekleństwom, ale można je zastąpić czymś łagodniejszym.
    "To moja wina, trochę cię rozproszyłem.-ozwał " - znowu ozwał? Dobra szperam i mam mętlik, jedne słowniki nie dopuszczają tego wyrazu, a inne( chociaż jest już ich znacznie mniej) dopuszczają. Może lepiej zmień to na "odezwał"? Tak będzie pewniej i poprawniej.
    _______________
    Mike mnie rozwalił. Bezapelacyjnie i bezkonkurencyjnie zabił, zakopał pod ziemią i odkopał. Poza paroma błędami, rozdział, był bezcenny! Spodobał mi się i sprawił, że mam jeszcze większa ochotę poznać dalsze części. Kim jest ten cały Red? Bardzo mnie to ciekawi.
    Pozdrawiam
    Idril
    P.S. U mnie też jest nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He he, wszyscy kochają Michaela <3 Ale ja też go kocham, więc rozumiem i pochwalam, dziękuję za wskazówki, jeszcze dziś wpadnę na nowy rozdział ;)

      Usuń
    2. Kiedy następny rozdział?
      Ja chcę nowy rozdział!
      Pozdro
      Idril
      P.S. U mnie jest już rozdział ósmy :)

      Usuń
  3. Dla mnie bomba xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny. Zainteresował mnie i będę zaglądać. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Mój ulubieniec = Mike :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, jeśli cię uraziłam. Tak czy inaczej sądzę, że jeśli i ty czytasz mojego bloga, ja powinnam spojrzeć na twojego, mam nadzieję, że za parę godzin będę mogła tu spojrzeć.

    OdpowiedzUsuń