***
Przez chwilę blondyn skanował spojrzeniem wszystkich dookoła, a kiedy w końcu mnie zobaczył, uśmiechnął się lekko i skinieniem głowy pokazał, żebym podeszła bliżej.
Jeszcze raz spojrzałam na swoje dłonie. Zacisnęłam je w pięści, przełknęłam ślinę i głośno odetchnęłam. Dasz radę, Elizabeth. Jesteś silna i…
-Hej, mała, wygląda na to, że kończymy dziś o tej samej porze…-na swoim ramieniu poczułam dłoń, przez którą przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze. Ten głos sygnalizuje coś bardzo nie dobrego…
Odwróciłam się na pięcie i przed sobą zobaczyłam najgorsze, co mogło mnie dziś spotkać.
-Cześć, Red.
***
Wysoki chłopak stał
przede mną w uśmiechu pokazując rząd śnieżnobiałych zębów. Jak ja nie znoszę
tego uśmiechu. Zmierzył mnie jednym spojrzeniem, a w jego brązowych oczach
błysnęło rozbawienie.
-Co to znaczy? Nie cieszysz się na mój widok?-spytał robiąc
krok w moją stronę, tym samym naruszając moją prywatną przestrzeń.-Co ci się
stało w nos, słońce?
Red wyciągnął rękę,
by dotknąć mojej twarzy, ale natychmiast ją odtrąciłam. Z jego smukłej twarzy
zniknął uśmiech. Nie lubię z nim rozmawiać, nienawidzę tego, jest
nieprzewidywalny i równie dobrze mógłby mnie teraz uderzyć.
Zanim zdążył
jakkolwiek zareagować, odwróciłam się na pięcie z zamiarem oddalenia się, ale
zimna dłoń Reda, którą zakleszczył na moim nadgarstku ponownie odwróciła mnie w
jego stronę.
-Słuchaj-warknął groźnym tonem zwracając tym uwagę
mijających nas uczniów, którzy nawet nie próbowali mieszać się w rozmowę.
Wszyscy wiedzą, kim jest Red i jaki potrafi być. Pojawił się w szkole na równo
ze mną, czyli dwa lata temu. Od samego początku był niesforny, rozpuszczony i
zarozumiały po części przez pieniądze swojego ojca, po części przez swój mocny
charakter, dodatkowo podniecany brakiem uwagi ze strony rodziców. Nie jest naprawdę
zły, bywały momenty, w których widziałam w nim prawdziwe uczucia, choć ostatnio
zdarza się to coraz rzadziej, jakby z wiekiem uczył się nie pokazywać swojej
dobrej strony.-Nie podoba mi się, jak mnie traktujesz.
Ostatnie słowa wypowiedział odrobinę spokojniej uprzednio
biorąc głęboki wdech. Ponownie na jego ustach pojawił się ten charakterystyczny
uśmieszek, który choć tak denerwujący, uspokoił mnie sygnalizując, że zły Red
zniknął. Uniósł lewą rękę w górę by przeczesać swoje brązowe włosy, a szary
podkoszulek opiął się na jego muskułach. Nigdy nie uważałam Reda za brzydkiego,
ale zdecydowanie mnie nie interesuje. W przeciwieństwie do większości tępych
dziewczyn z naszej szkoły nie patrzę tylko na mięśnie brzucha i dobrze ułożone
włosy, choć na pierwszy rzut oka wyraźne rysy twarzy, ciemne oczy i wieczny uśmiech
zachęcają do poznania go bliżej. To ostatnie jest bardziej zdradliwe, nigdy nie
wiadomo czy uśmiecha się przez słoneczny dzień, czy dlatego, że właśnie kogoś
zabił.
Uniosłam jedną brew w
górę i skrzyżowałam ręce na piersiach. Myśli, że zdobędzie mnie naprężaniem
mięśni?
-Mała, źle zacząłem- pokręcił głową przenosząc dłoń z włosów
na szyję.-Choć, wyrwiemy się gdzieś na chwilę.
Przewróciłam oczami i
odwróciłam głowę w bok z teatralnym westchnięciem, ale Red złapał mój podbródek
i ponownie obrócił przodem do siebie, stojąc już stanowczo za blisko. Chciałam
wykonać krok do tyłu, jak ja strasznie chciałam to zrobić! Jednak Red doskonale
wie, że jego zaletą, a moją słabością jest intymne spojrzenie, którym świdruje,
kiedy tylko chce mną zmanipulować. I jak to cholernie dobrze na mnie działa!
-Na pewno znajdziesz chwilę tylko dla mnie…-mruknął niczym
kot zapewne z jakimś chwytliwym tekstem na koniec, ale nie czekając na
zakończenie gwałtownie go od siebie odepchnęłam z ledwo bijącym sercem. Byłam
gotowa rzucić się do ucieczki, ale on nie miał zamiaru zareagować, nadal się
uśmiechał.-Czyli lubisz stawiać opór.
-Odpieprz się, Red-rzuciłam ze złością czując adrenalinę
buzującą w moich żyłach . El, co ty wyprawiasz, wkopujesz się w coraz gorsze
bagno!-I wsadź sobie gdzieś swoje zaproszenia.
Choć klęłam na siebie
w myślach za to, co powiedziałam, część mnie wciąż uparcie próbowała mi wmówić,
że jest w porządku. I tak było. Przez dwie sekundy.
Przelotnie spojrzałam
na ludzi dookoła i zorientowałam się, że od dłuższej chwili wszyscy stoją
dookoła nas i obserwują zaistniałą sytuację. Kiedy ponownie mój wzrok znalazł
się na Redzie, nie szczerzył się, jak przed chwilą, a z jego oczu bez problemu
można było wyczytać, że jest zły.
A więc tak zginę.
-Powtórzę jeszcze raz, bo chyba nie słyszałaś. To nie była
prośba-warknął półgłosem wywołując u mnie brak oddechu. Cofnęłam się o krok
wciąż słysząc jego słowa głucho odbijające się echem w mojej głowie. Dlatego
właśnie nienawidzę z nim rozmawiać. Raz uśmiecha się bez przerwy i próbuje mnie
zbajerować, raz rozkazuje i grozi w razie nieposłuszeństwa. Co to za człowiek?!
Akcja mojego serca
ponownie zatrzymała się niespodziewanie, gdy poczułam na swoim nadgarstku
uścisk, ale nie tak zimny i obcy jak Reda. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam
Ashtona. Dziękuję!
-Chyba wyraziła się jasno, że nie ma ochoty się z tobą
spotkać-blondyn momentalnie pociągnął mnie w swoją stronę tak, że opierałam się
o jego klatkę piersiową. -Zresztą, nie dziwię się jej.
Świetnie, no to teraz
nie żyjemy we dwójkę.
-Ashton, złamasie, czy prosiłem cię o zdanie?-spiorunował
spojrzeniem chłopaka za mną i rozejrzał się dookoła wyzywająco przygryzając
dolną wargę.-Elizabeth, mała, powiedz mu, żeby się łaskawie odpierdolił, kiedy rozmawiamy,
inaczej zaraz zetrę o beton mu tą mordę tak, że już nie będzie mógł mówić-jego
słowa wyszydzone przez zęby z czystą złością zabrzmiały tak groźnie, że przez
ułamek sekundy przewinęła mi przez głowę myśl, by go posłuchać.
Jakimś sposobem
wykrzesałam z siebie odrobinę odwagi i powoli pokręciłam głową. Nie wyglądał,
jakby mu się to spodobało… na pewno mu
się to nie spodobało!
-Wygląda na to, że to jednak ty masz spierdalać-palnął
Ashton zanim zdążyłam go powstrzymać. Czy nie mogłeś po prostu tu przyjść,
wywlec mnie za rękę do samochodu i odjechać z piskiem opon? To już by było
lepsze wyjście!
-Irwin, twoja niewyparzona gęba zaczyna mnie wkurwiać.
-Mnie wkurwia dużo rzeczy, ale jakoś z nimi żyję.-Aston
posłał mu wyzywające spojrzenie-Na przykład ty.
Brunet zrobił krok do przodu. Ashton natychmiast złapał mnie
za ramiona i odsunął na bok, dzięki czemu znalazłam się z daleka od ich
konfrontacji. W tej chwili obaj nabrali poważne wyrazy twarzy. Żarty się
skończyły.
-Uważaj na słowa-odezwał się z wyraźnym rozdrażnieniem
Red-bo jeszcze tego pożałujesz.
-Nie bardzo mnie to przekonuje, Bennet-Ashton beztrosko
wzruszył ramionami, jakby nie obchodziło go to, że właśnie podpada najbardziej
nieprzewidywalnemu chłopaki w szkole. Zdaje m się, że przez chwilę dostrzegłam
na jego twarzy cień uśmiechu. Co on wyprawia?
Linia szczęki Reda
uwydatniła się, gdy mocno zacisnął zęby ze złości; całe jego ciało spięło się
przez słowa Ashtona. Dobrze wie, jak Red nienawidzi być nazywany po nazwisku. Dostaje
szału, kiedy nauczyciele tak się do niego zwracają. Nie rozumiem tylko,
dlaczego Ash tak go prowokuje. Już dawno mógł rozplątać się z tej sytuacji i
odejść bez konsekwencji. Może on lubi, kiedy szoruje się jego mordą o beton?
Red ogarnął mnie jednym spojrzeniem i pokręcił głową. Jezu,
co on znów wymyślił?
-Chciałem cię przelecieć jeszcze dzisiaj, ale chyba będziesz
musiała poczekać -ponownie utkwił dziwnie pewny wzrok w poblakłych ze złości
oczach Ashtona. Mocno zaciśnięte pięści blondyna zdradzały, jak bardzo
powstrzymuje się teraz, by go nie uderzyć.- aż skopię mu tyłek, potem zabawimy
się gdzieś za szkołą.
Fala obrzydzenia
przeszyła moje ciało, kiedy tylko wypowiedział te słowa. Niczym jad wypaliły
ślad w mojej głowie, który został tam i nie było możliwości się go pozbyć. Kto
normalny zwraca się z taką bezczelnością do innych ludzi? Teraz ja mam ochotę
go uderzyć!
Ashton mnie w tym
wyprzedził, niespodziewanie złapał za materiał bluzki bruneta i mocno szarpnął
w swoją stronę z taką furią, jakiej jeszcze nigdy w nim nie widziałam, a w jego
oku błysnęła dziwna, zielonkawa iskra. Jakby ktoś na chwilę zapalił zapałkę na
powierzchni jego tęczówki i po chwili ją zgasił, jakby… nawet nie wiem, jak
inaczej to opisać. Po prostu na ułamek sekundy oczy Ashtona zmieniły kolor
dziwnie przy tym błyszcząc. Przewidziało mi się?
Red natychmiast wyciągnął rękę, by wymierzyć
uderzenie w twarz napastnika, gdy między nimi pojawił się pan Thirwall,
dyrektor szkoły i natychmiast ich rozdzielił.
-Dosyć!-głos pięćdziesięcioletniego mężczyzny zagrzmiał
między zaaferowanymi uczniami i skutecznie ich uciszył. Przez krótką chwilę
nikt nic nie mówił, dyrektor poprawił swoją marynarkę i wziął głęboki wdech.-Do
domu, wszyscy.
Jak na rozkaz, każdy
ponownie ruszył w swoja stronę, a na pawilonie szkolnym znów zapanował zgiełk.
Próbowałam ponownie doszukać się tego blasku w oczach Ashtona, ale kiedy
dwukrotnie zamrugał, światło zniknęło. Może to przez słońce, albo ktoś
wyjątkowo niemiły poświecił mu w oczy latarką? Może mi się przewidziało? Żeby
jeszcze podkopać swoje kompleksy, zacznę nosić okulary.
Blondyn podszedł do
mnie i pewnie chwycił moją dłoń, po czym nie przestając obserwować podejrzanie
wyszczerzonego Reda, skierował się w stronę swojego auta. Wciąż widać było, że
jest wściekły, więc bez żadnego oporu wsiadłam do samochodu, kiedy otworzył
przede mną drzwi od strony pasażera. Nawet wtedy, gdy obchodził pojazd dookoła
by zasiąść na miejscu kierowcy, wręcz ociekał złością, a ja jeszcze nigdy nie widziałam
tak zdenerwowanego Ashtona.
Odpalił silnik
samochodu i wyjechał na ulicę. Wciąż bacznie obserwowałam jego zachowanie;
mocno zaciskał dłonie na kierownicy, siedział na fotelu kompletnie sztywny i
wciąż rozglądał się na boki. Przyjrzałam mu się dokładniej i, przysięgam na
wszystko, znów widziałam ten błysk! Niczego nie biorę, skąd te dziwne zwidy?
Jestem chora psychicznie? Cholera, podejrzewałam to od dawna.
Panowała dziwna
cisza, którą przerywał tylko dźwięk pracującego silnika, choć i tak nie był on
bardzo głośny. Nie mogłam powstrzymać się przed odtwarzaniem w mojej głowie
zajścia sprzed kilku minut. Ashton był taki… hm, agresywny? Jak stanął w mojej
obronie… i ta dziwna iskra. Co to było? Czuję, że mój mózg przypala się od zbyt
wielu pytań.
Nie mogłam dłużej
znieść tej ciszy i przerwałam ją pierwsza.
-Głupio mi, że to zajście…
-To nie twoja wina-nawet nie zdążyłam powiedzieć, o co mi
chodzi, a on już przerwał. Spodziewał się, że to powiem? Oczywiście, to było
takie przewidywalne… Na pewno jest zły. Na mnie. Cholera! Zresztą, ja też
byłabym na siebie zła, to w końcu moja wina. Z drugiej strony, jak miałam
uniknąć spotkania z Redem? Chować się w krzakach?-Mam… napięte stosunki z Redem
od dawna.
-Nie musisz znać go długo, żeby mieć z nim napięte stosunki-moja
próba rozluźnienia Ashtona powiodła się, na jego twarzy zagościł lekki uśmiech
i znów zobaczyłam te urocze dołeczki. Dziwne, zapomniałam, że jadę samochodem z
chłopakiem idealnym i jeszcze nie umarłam na zawał. Robię postępy.
Przelotnie wyjrzałam
za okno. Ściany każdej z kamienic, które mijaliśmy różniły się kolorami, co
nadawało im niepowtarzalny wygląd wśród zatłoczonych i pełnych nowoczesnych
budynków ulic z centrum Londynu. Widząc znaną mi kawiarnię na rogu skrzyżowania
doskonale wiedziałam, że jestem trzy przecznice od swojego domu… i
zorientowałam się, że nie powiedziałam Ashtonowi, gdzie mieszkam. Super.
Elizabeth, jesteś genialna!
W takim razie,
dlaczego jedziemy właśnie w dobrą stronę? Wie, gdzie mieszkam?
-W gabinecie pielęgniarki zajrzałem do twojej karty i
znalazłem twój adres-chłopak odpowiedział mi na pytanie, którego jeszcze nie
zdążyłam zadać.-Chyba się nie obrazisz?
Uśmiechałam się jak
głupia, więc żeby jakoś to ukryć pochyliłam głowę w dół. Nie rumień się, nie
rumień się, nie rumień się…
-Nie, ale…wiesz, byłoby w porządku, gdybym ja też poznała
twój adres-bez zastanowienia powiedziałam to, co wpadło mi do głowy za późno
gryząc się w język. Nie umiem wymyślać ani posługiwać się tekstami tego typu,
ale ten był dosyć dobry. Możliwe, że to przez te stresujące zajścia z
dzisiejszego dnia, do głowy przychodzą mi dziwne pomysły i zachowuję się
nadzwyczaj pewnie, w dodatku przy Ashtonie, przed którym zazwyczaj uciekam.
Byłam gotowa na
wyśmianie, obelgi lub wyrzucenie mnie z samochodu, ale chłopak obok tylko
zaśmiał się tak przyjemnie, że aż sama miałam ochotę do niego dołączyć.
-Bridgeway St 4, jeśli chcesz wiedzieć. Myślałem, że sama
się dowiesz-przelotnie spojrzał na mnie z jedną brwią zabawnie uniesioną w
górę-bo miałem zamiar cię zaprosić.
Gdybym piła teraz
wodę, pewnie oplułabym mu całą przednią szybę słysząc te słowa. Nie mogłam się
przesłyszeć, nie jestem aż tak chora! Ashton Fletcher Irwin zaproponował mi
randkę w jego domu?!
Mimo, że nie piłam
tej cholernej wody, czułam, że się krztuszę. Próbowałam uformować jakieś
zdanie, ale nagły potok nieprzemyślanych słów, który musiałam zatrzymać,
blokował mi możliwość wydobycia z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Zaczęłam śmiać
się z nerwów, a na moje policzki wstąpił rumieniec, a żeby było jeszcze
zabawniej, na skrzyżowaniu zabłysło czerwone światło, więc Ashton bez skrupułów
mógł przewiercać mnie spojrzeniem.
-Skusiłabyś się na taką propozycję?-powiedział, a raczej
wymruczał i to tak seksownie i zmysłowo, że moja wyobraźnia natychmiast się
uruchomiła. Język zaplątał się jeszcze bardziej.
-Chyba… tak mi się wydaje-wyjąkałam dziwnie wysokim
głosem-jeśli byłaby taka możliwość, to technicznie rzecz biorąc, raczej tak.
Zielone światło.
Jeszcze nigdy tak nie cieszyłam się z tego powodu! Kontakt wzrokowy się urwał,
znów mogłam oddychać. Dla pewności sprawdziłam swój puls. Żyję.
Przekręciłam się na
fotelu obitym szarą tapicerką chyba dziesiąty raz i wbiłam spojrzenie w swoje
szare tenisówki starając się wyglądać na opanowaną (a przynajmniej próbowałam).
Brzmienie „Smells
Like Teen Spirit” Nirvany lecącej w radiu ponownie nadało stabilny rytm bicia
mojego serca, choć dalej niedowierzałam, na co właśnie się zgodziłam..
Kontrolnie spojrzałam na tylne siedzenia samochodu by upewnić się, że nie ma
tam ekipy filmowej oraz gościa z mikrofonem, który za chwilę wykrzyknie „Mamy
cię!” i powie, jak bardzo mnie wkręcili, ale nikogo tam nie było. To dzieje się
naprawdę? Naprawdę Ashton zaprosił mnie na spotkanie? Naprawdę się zgodziłam?
-Więc-zaczął, gdy samochód zatrzymał się pod moim domem-odpowiada
ci jutro, po lekcjach? Zabrałbym cię, tak samo jak dzisiaj.
Przypomniało mi się,
że przełożyłam spotkanie z Michaelem na jutro. Chyba zrozumie, przecież mnie
kocha.
-Jasne, nie ma problemu-uśmiechnęłam się trochę skromniej,
niż obecnie miałam ochotę i wyciągnęłam zza fotela swój plecak. Nie wiem, czy
wyglądałam na spokojną, ale musiałam mocno się wysilić, żeby nie zacząć
piszczeć ze szczęścia i odpalić fajerwerków, a to już połowa sukcesu.
Otworzyłam drzwi auta
i postawiłam stopy na podjeździe. Nie chciałam wysiadać. Może gdybyśmy jechali
dłużej, zdążyłby mi się oświadczyć?
-Do zobaczenia jutro-aż sama się zdziwiłam, że mogłam
wykrzesać z siebie tak spokojny ton. Ashton uśmiechnął się na potwierdzenie
moich słów i kiedy tylko zatrzasnęłam drzwi samochodu, zniknął mi z oczu.
***
-Nie wierzę, że tak mnie wystawiasz!-Mike nawet nie pozwolił
mi dokończyć, a na jego twarzy zagościł grymas niezadowolenia. Machnął w
powietrzu ręką ukazując swoje niezadowolenie.-Od kiedy jestem na drugim
planie?!
-Matko, Michael, nie jesteś na drugim planie-zawołałam z
uśmiechem i uwiesiłam się na jego szyi.-Co najwyżej trzecim, Dan jest druga.
Chłopak zaklął głośno
i próbował odepchnąć mnie od siebie, ale wzmocniłam swój uścisk jeszcze bardziej
krzycząc: „Żartowałam! Żartowałam, Michael kocham cię!”.
-Zamknij się już-syknął niemalże szeptem, kiedy nauczyciel
mijający nas na korytarzu rzucił nam dziwne spojrzenie. Z miny chłopaka
wyczytałam, że chciał być na mnie zły, ale nie mógł. Co ja poradzę, mam zbyt
duży urok.
Stojąc do niego
bokiem, widziałam z bliska jego profil. Dwudniowy zarost na bokach twarzy, te
same czarne kolczyki, odrobinę zgarbiony nos, zielono-szare, pełne optymizmu
oczy. Odkąd pamiętam, zawsze miał ten nieodłączny uśmiech, którym tak mnie
zafascynował, kiedy pierwszy raz go zobaczyłam. Ludzie twierdzą, że jest chory
psychicznie i dziwny, ale nie znają go tak, jak ja. A może się mylę? Tylko
wydaje mi się, że jest w porządku, bo sama jestem chora? Cholera, nie
zastanawiałam się nad tym.
-Mikey, wybacz mi-zaczęłam śpiewać piosenkę wymyśloną na
poczekaniu kiwając nim na boki.-Wcale nie jesteś na drugim ani na trzecim
miejscu, kocham cię, więc się nie obrażaj jak dziewczyna…
-Okej, okej! Ale błagam, zamknij się już!-w końcu na jego
ustach zagościł uśmiech oficjalnie świadczący, że nie jest już zły.-A teraz
mnie puść.
-Musisz mnie przytulić.
Michael wywróci
oczami i głośno wypuścił z siebie powietrze wyraźnie dając mi do zrozumienia,
jak go irytuję, ale po krótkiej chwili poczułam, że odwzajemnia mój uścisk.
Jest jak wielki, pluszowy miś-ciepły i idealny do tulenia.
Po dłuższej chwili
odsunęłam się od niego, poprawiłam jego czarną bluzę z kapturem i dwukrotnie
poklepałam po ramieniu. Dotarło do mnie jego spojrzenie z dozą rozczarowania
oraz garstką rozbawienia, po czym ruszył wzdłuż korytarza. Poszłam za nim.
-Skoro już mamy to za sobą, do rzeczy-zaczął wyciągając z
kieszeni swoich spodni o tym samym kolorze co bluza telefon.-Chcę przefarbować
włosy, ale nie wiem, na jaki kolor. Niebieski czy czerwony?
-Po co zadajesz mi to pytanie, skoro nigdy nie słuchasz
moich rad?-różowowłosy zaśmiał się krótko skupiając spojrzenie na telefonie,
przez co musiałam ściągnąć go na bok, kiedy prawie zderzył się z rzędem szafek.
-Prawda, prawda.
Szłam u boku Michaela
obejmowana przez niego ramieniem z szerokim uśmiechem na twarzy mając cichą
nadzieję, że ten dzień może nie zacznie się tak źle jak zwykle, gdy na
horyzoncie pojawił się Red. Świetnie, wykrakałam.
Brunet szedł w naszym
kierunku z głową wysoko uniesioną, posyłając wszystkim powierzchowne i zbyt
pewne siebie spojrzenia. Jego zwilżone wodą włosy i skurzana kurtka na plecach
świadczyły, że dopiero co wszedł do szkoły. Tak, padało, od samego rana.
Słońce, czemu cię nie ma?
Znów poczułam ten
nieprzyjemny uścisk w brzuchu, który zawsze towarzyszył stresującym sytuacjom,
jak wzrok Reda na sobie. Wiedziałam, że sekundy dzielą mnie od tego okropnego
momentu, kiedy zauważy mnie idącą środkiem korytarza, usłyszę parę słów na
zaczepkę, Michael natychmiast odpowie tym samym, wyniknie jakaś awantura.
Przygotowywałam się
na to, co powinno zdarzyć się za chwilę odruchowo zaciskając dłoń na skrawku
bluzy Michaela. Podniosłam głowę by na niego spojrzeć. Bacznie obserwował Reda,
ale trudno było się zorientować, czy był zdenerwowany czy nie, po prostu
patrzył, jakby tylko upewniał się, że chłopak idący w naszą stronę nie zrobi
nic głupiego.
Kiedy ponownie
skupiłam się na drodze przed sobą, Red był znacznie bliżej nas. Czułam, że moje
serce bije szybciej i szybciej, dopóki jego błądzące po uczniach spojrzenie nie
zatrzymało się na mnie, oczywiście najpierw na moim dekolcie. Ten bezczelny,
zadziorny uśmiech natychmiast pojawił się na jego twarzy, tym samym przywołując
wspomnienia z naszego wczorajszego spotkania. Nie mogłam powstrzymać się przed
wyobrażaniem sobie, jak znów łapie mnie za nadgarstek swoją zimną dłonią i
ciągnie w swoją stronę, jak szydzi przez zęby groźby...
Mike wciąż się na
niego patrzył, wciąż bez żadnych uczuć. Ten moment, w którym Red już otworzył
usta, by coś do mnie powiedzieć, ale Michael spiorunował go tak wyzywającym i
groźnym wzrokiem, że chłopak powstrzymał się od komentarzy był najdziwniejszym,
jakiego dziś doświadczyłam. Minął nas w ciszy, patrząc na różowowłosego z
dystansem, mnie przewiercając intymnym spojrzeniem, jak zwykle, do cholery. Obszedł
nas i zniknął bez żadnego zamieszania, nawet wzmianki na mój temat. Co to miało
być?!
Nie tylko ja byłam
tym zszokowana, uczniowie obserwujący całą sytuację gapili się na mojego przyjaciela
z wytrzeszczonymi oczami. Z resztą, ja też.
-Od kiedy Red się ciebie boi?-spytałam nie kryjąc swojego
rosnącego zaskoczenia, kiedy wyraźnie rozbawiło go moje pytanie. Dziwne, ale ta
sytuacja sprawiła, że poczułam się przy nim o wiele bezpieczniej, niż zwykle.
Może dlatego, że spacerowanie z Michaelem po
szkole nie może obyć się bez kłótni i bójek, które wciąż wpędzają go do
gabinetu pana Thirwalla.
-W końcu wie, że z Michaelem Cliffordem się nie
zadziera-odparł z uśmiechem i puścił mi oczko tak uroczo, że nie mogłam się
zaśmiać. Jak ja go uwielbiam.
Mike kulturalnie
otworzył przede mną drzwi (jak zawsze) i weszliśmy do klasy, w której miała
odbyć się pierwsza lekcja, biologia. Nie
mogłam powstrzymać się przed przeskanowaniem wzrokiem klasy w poszukiwaniu
Ashtona, jednak nigdzie go nie było. Zanim zdążyłam w myślach wypowiedzieć
słowo „szkoda”, dziewczyna w śnieżnobiałym swetrze, kwiecistym podkoszulku i
dżinsach przywołała mnie do siebie.
-Cześć-zmusiłam się do uśmiechu, na który nagle zabrakło mi
ochoty podchodząc do Danielle siedzącej przy stoliku. Środkowy rząd, trzecia
ławka, zawsze siedzimy w tym miejscu.
-Skąd ta smętna mina?-blondynka uśmiechnęła się zachęcająco
próbując wywołać u mnie podobną reakcję. Nadal nie miałam ochoty się uśmiechać,
byłam całkowicie pochłonięta wyobrażaniem sobie mojego dzisiejszego spotkania u
Ashtona. Na równo z ekscytacją rósł niepokój zwłaszcza, że nie było go w
klasie. Jak mam się teraz przy nim zachowywać? Mogę podejść do niego i zacząć
rozmowę? Ale to może być nie na miejscu… mówiłam, że nie wiem, jak rozmawiać z
chłopakami!
Usiadłam na krześle i
nie odpowiadając na zaległe pytanie Dan, wpatrywałam się w otwarte drzwi sali
lekcyjnej. Jeszcze nie było dzwonka, jest jeszcze dużo czasu…
Mike siedzący za nami
wychylił się przed swoją ławkę i oparty na rękach, wymienił z Danielle
tajemnicze spojrzenia.
-Idzie dziś za Ashtonem na randkę-z szerokim uśmiechem
przekazał tą wieść półszeptem, jakby to było jakimś sekretem. Wykonał zabawny
gest brwiami wytrzymując dziwne spojrzenie Danielle, które nagle przerodziło
się w niesamowitą ekscytację.
-Jak mogłaś najpierw powiedzieć to jemu, a mi nie?!-nie
wiem, czemu, ona też mówiła jak najciszej. Co jest z nimi nie tak?
-Może dlatego, że ja jestem jej najlepszym przyjacielem, nie
ty?-Mike idiotycznie pokręcił głową i pomachał palcem przed twarzą Danielle jak
na prawdziwą białą kobietę przystało, a żeby dodatkowo podnieść jej
zdenerwowanie, z ustami złożonymi w dziubek zrobił coś w stylu długiego „Mhmmm”
jako potwierdzenie jego racji. Czasami mam wrażenie, że jest lepszą kobietą niż
ja.
-Co powiedziałeś?!-dłoń Dan zderzyła się z jego ramieniem,
oczywiście odpowiedział jej tym samym. Dlaczego ja się z nimi zadaję?
Uspokoili się
natychmiast, kiedy posłałam im zabójcze spojrzenie na krótko odrywając się od
obserwowania drzwi(jakież to interesujące).
-Okej. Po pierwsze, jesteście beznadziejni w plotkowaniu-Michael
ponownie próbował sprowokować Danielle, ale złapałam go za wskazujący palec i
wykręciłam w drugą stronę tak, że krzyknął jak mała dziewczynka.-A po drugie...
Zapewne niańczyłabym
ich tak do dzwonka na lekcję, ale kiedy chłopak w koszulce z logiem zespołu
„AC/DC”, ciemnych spodniach, koszuli w kratę i czerwonej bandanie na głowie
wszedł do klasy, zapomniałam, co miałam powiedzieć i tak drastycznie odwróciłam
się do tyłu, że uderzyłam Michaela w twarz ręką. Patrzył się w moją stronę,
patrzył się!
Poczułam, że
wszystkie moje narządy skręcają się z ekscytacji tym mocniej, im wyraźniej
słyszałam za sobą kroki Ashtona. Zaraz przejdzie obok mnie, uśmiechnie się tak
uwodzicielsko i usiądzie w swojej ławce, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy (a
wszyscy zdają sobie z tego sprawę), że tym uśmiechem wprawia mnie w większą
ekstazę, niż duży słoik Nutelli.
Moje dłonie zaczęły
drżeć i nadmiernie się pocić. Nerwowo pocierałam nimi o materiał swoich spodni
równocześnie próbując doprowadzić do ładu bałagan, jaki zrobił się w mojej
głowie. Elizabeth, spokojnie, bądź opanowana…
Odgłos kroków
zmieszany ze zgiełkiem w klasie brzmiał jak tykanie zegara, który odliczał czas
do mojego zawału. Doskonale słyszałam, jak tenisówki Ashtona co jakiś czas
zabawnie popiskiwały, kiedy tarł podeszwą o podłogę, choć śmianie się z takiego
powodu nie poprawiłoby mojej ogólnej reputacji. Już i tak jestem dziwna według
innych za przyjaźnienie się z „tym dziwnym z różowymi włosami, co zawsze się z
kimś bije”.
Danielle swoją
okropną mową ciała dawała mi znać, że Ash jest tuż za mną, więc dodatkowo
zaniepokojona tym, czy moja przyjaciółka przypadkiem nie ma ataku padaczki,
powoli się odwróciłam.
-Cześć.
Pojedyncze słowo,
które wyciekło z jego ust zabrzmiało jak cudowna melodia grana na niebiańskiej
harfie, której dźwięk uskrzydlał każdego słuchacza. Łał, to było całkiem
kreatywne.
-Cześć-odpowiedziałam tak samo chowając ręce w kieszenie
spodni, by nie było widać, jak drżą. Czy on zawsze musi wyglądać jak bóg?
Pierwszy raz tego
dnia ujrzałam jego wspaniałe dołeczki, które objawiły się w wyniku jeszcze
cudowniejszego uśmiechu. Przyjrzałam się bliżej i zobaczyłam dodający męskości
zarost zdobiący jego twarz. Niech mnie ktoś zabije.
-Pamiętasz?-ponownie zachwycił mnie pojedynczym słowem, choć
sto razy bardziej cieszyło mnie to, jak ono brzmiało.
Potwierdzenie na to,
że nie jestem chora! Nie wymyśliłam sobie tego zaproszenia!
Pokiwałam głową. Nie
byłam w stanie wydusić z siebie słowa będąc pod wpływem uśmiechu Ashtona.
Gorączkowo zastanawiałam się, co powiedzieć, gdy dziwnym fartem zadzwonił
dzwonek. Za dużo tego szczęścia jak na jeden dzień.
-Fajnie-Ashton podsumował nasz jakże bogaty dialog tak samo
skromnie, co wcześniej i skierował w kierunku swojej ławki na końcu sali.
Jeszcze na chwilę odwrócił się i posłał mi pojedynczy uśmiech słodszy niż
pudełko szczeniaczków.-Pogadamy później.
Skoro jestem pewna,
co do naszej dzisiejszej randki- jak będzie wyglądała? Jak w ogóle wygląda dom
Ashtona? Mój Boże, to będzie najlepszy dzień mojego życia.
Nie miałam czasu na
długie zastanawianie się nad fakturą podłóg w pokoju Ashtona, gdy w szybkim
tempie pozostali uczniowie weszli do klasy zajmując swoje miejsca, a za nimi
pan Woods z nieznaną mi osobą.
-Co to za gość?-spytał Mike półszeptem. Sama się
zastanawiałam.
Miał na sobie
granatową bluzę z kapturem, czarne spodnie i tenisówki w tym samym kolorze.
Ręce głęboko wepchnięte w kieszenie zdradzały, że był zdenerwowany. Nowy?
-Dzień dobry, proszę o ciszę-pan Woods stanął przed swoim
biurkiem uprzednio porządkując na nim jakieś papiery. Wciąż mówił coś do obcego
chłopaka z zachęcającym uśmiechem, próbując go rozluźnić. Przydałoby mu się, wyglądał,
jakby miał zaraz wybuchnąć płaczem i uciec z klasy. Mimo to, sprawiał wrażenie
miłego. Z wyglądu.
Włosy farbowane na
niemalże biały kolor najbardziej zapadły mi w pamięć. Dosyć… nietypowe. Ale
przyjaźnię się z Michaelem, więc to norma.
Kiedy tylko na niego
spojrzałam, poczułam coś dziwnego. Jakbym znała już tą twarz, ale nie mogła
sobie przypomnieć, do kogo należy. Fakt, iż był w tym samym pomieszczeniu, co
ja wprowadzał mnie w dziwny amok, że nie byłam w stanie nic powiedzieć. Po
prostu wpatrywałam się w jego bladą skórę i pochłaniałam wzrokiem każdy detal
jego twarzy. Miał znamię na szyi.
Wszyscy już dawno
usadowili się w swoich ławkach i z zainteresowaniem patrzyli na tego nieznanego
chłopaka, zapewne zadając sobie to samo pytanie.
Sprawiał wrażenie
wyobcowanego. Nie podobało mu się, że jest w centrum uwagi, widać było po tym,
jak deptał czubek swojego buta nerwowo poprawiając szelkę czarnego plecaka.
Był inny.
-Uwaga wszyscy, to jest nowy uczeń naszej szkoły-uroczyście
ogłosił pan Woods gestem ręki wskazując na blondwłosego chłopaka.-Jak masz na
imię?
Chłopak szybko
ogarnął wzrokiem całą klasę i utkwił błękitnookie spojrzenie na mnie.
-Jestem Niall.
Na początek:przepraszam za tą wyrwę czasową między pierwszym a drugim rozdziałem. Tworzenie tego podzieliło się na etapy, między innymi na dwie długaśne przerwy. Po prostu nie miałam pojęcia, co napisać. Ale usiadłam przed laptopem, zmusiłam się i powstało to coś. Nie wiem, czy jest to fajny, albo nawet znośny rozdział, nie jestem do końca z niego zadowolona... Chociażby przez konieczność zmuszenia się do pisanania. Hej, włożyłam w to serce. Nie winić mnie za lenistwo.
Przez tą przerwę zapewnę będę musiała ponownie szukać czytelników (tak to jest, jak dodaje się rozdział co miesiąc :< ), ale mam nadzieję na kilka szczerych ocen od "stałych" czytelników (pozdro dla dwóch osób). Mam nadzieję, że chociaż wy pamiętacie ;)
Pozdrawiam xx
***
Przez tą przerwę zapewnę będę musiała ponownie szukać czytelników (tak to jest, jak dodaje się rozdział co miesiąc :< ), ale mam nadzieję na kilka szczerych ocen od "stałych" czytelników (pozdro dla dwóch osób). Mam nadzieję, że chociaż wy pamiętacie ;)
Pozdrawiam xx